Ręka do góry, kto się uczył łaciny w szkole lub na studiach? Ja się uczyłam, ale poza Arma virumque cano (początek Eneidy) niewiele pamiętam. No i że odmienialiśmy, jak u Brela:
Rosa rosa rosam… Od jakiegoś czasu mam słabość do wszystkiego, co wściekle różowe, albo ziulowe (jak mawia pewna mała dziewczynka spokrewniona z Em.) Nie da się ukryć, że płatki róży w naszym mazurskim ogrodzie spełniają ten warunek. Kiedyś przerabiałam je inaczej, ale niedawno zauważyłam przepis Basiny na płatki róży w cukrze i postanowiłam wypróbować. Pomijając drobny szczegół, że od ucierania płatków nabawiłam się odcisków na dłoniach :), przepis gorąco polecam. Zgodnie z zaleceniami Basi, najlepiej wykorzystać pączki dopiero co rozwinięte – będą miały żywszy kolor. Z ucierania powstaje gęsta… raczej marmolada, niż konfitura, ale o miękkiej konsystencji. Idealna do nadziewania rogalików albo pączków. Można też naprawdę odrobiną (bo słodkie!) posmarować świeżą chałkę.
Składniki: 1 szklanka (używałam konsekwentnie tego samego kubka) płatków róży (ok. 50g), 1 szklanka (hm… czy coś mi się nie pomyliło i nie dałam więcej :)?) cukru (ok. 200g), ok. łyżeczki soku z cytryny (dałam na oko)
Płatki róży oczyszczamy z białych końcówek (jedna z bardziej nużących prac kuchennych, jaką znam). Ucieramy z cukrem w makutrze (tak, trzeba trochę siły; ciepło myślałam o malakserze, znajdującym się 200km ode mnie), aż róża puści sok i generalnie zamieni się w jednolitą masę. Na koniec dodajemy sok z cytryny. Pakujemy do czystych, wyparzonych słoików i do lodówki, ew. pasteryzujemy i na półkę.
Przy okazji tego ucierania, stękając nad makutrą, rzuciłam w stronę M: „Te nasze prababki to miały krzepę”. M: „One miały służące”. Ja (prychając): „Może Twoje miały. Ja myślę o moich prababkach”. To tyle jeśli chodzi o dialogi klasowe.
PS. Ponieważ były o to pytania, informuję, że róża na przetwory to tzw. róża pomarszczona.
I oto przykładowe zastosowanie: rogaliki i mini pierożki z ciasta kruchego jak na tartę rustykalną, pieczone ok. 14 minut w 190/200 st. C.