W piątek na targu nabyłam wór rabarbaru i surowo zabroniłam panu sprzedawcy (zwanym przez nas „panem od jarmużu” – zgadnijcie, czemu…) go przecinać. Następnego dnia zaczęłam szaleć z przerabianiem. Na pierwszy ogień poszła znowu tarta rustykalna (patrz: zdjęcie górne). Podobnie jak w przypadku wersji malinowej, warto zwrócić uwagę, aby mocniej podpiec spód, bo rabarbar ma to do siebie, że puszcza sok. Przechowywana w lodówce tarta może trochę nasiąknąć, ale przy właściwym podpieczeniu spodu nie powinno to przeszkadzać.
Po tarcie zajęłam się koktajlem na śniadanie.
Składniki: upieczony rabarbar z ok. 4 średnich łodyg (metoda jak tutaj), schłodzony, 4 kopiaste łyżki gęstego jogurtu, 4 łyżki mleka, 2 łyżki cukru.
Rabarbar (wraz z wytworzonym sokiem) umieścić w blenderze z jogurtem, mlekiem i cukrem. Zmiksować na gładko. Sprawdzić dosłodzenie i gęstość (ew. lekko rozrzedzić dodatkowym mlekiem). Na zdjęciu udekorowany cząstkami upieczonego rabarbaru.
Na koniec zaś był kompot rabarbarowy – taki, jak poprzednio. Tym razem dałam trochę mniej rabarbaru – 3 duże łodygi, dlatego wyszedł dużo jaśniejszy. Na zdjęciu świeżo przygotowany i wystudzony – przechowywany w lodówce trochę ciemnieje.
Bardzo jestem zadowolona, że to już ta różowa pora roku…