Niedawno znalazłam w skrzynce na listy kopertę od Bei (jeszcze raz dziękuję!). a w niej pachnące skarby: bób tonka i papryczkę z Espelette. Podekscytowana zaczęłam planować, co też z tymi przyprawami ugotuję, a zwłaszcza z tonką. Zaleca się ją (w umiarze, zarówno ze względu na wysoką aromatyczność, jak i zawartość kumaryny) jako dodatek do deserów. Starta tonka pachnie dla mnie migdałami i może lekko cynamonem lub gałką muszkatołową. M powiedział: „Pachnie jak lody… i perfumy” (to ostatnie całkiem logiczne, bo tonka jest mocno wykorzystywana w przemyśle perfumeryjnym).
Przypomniałam sobie o bardzo udanych ciasteczkach czekoladowych z chilli, na które podawała kiedyś na GP przepis Halberek. Na jego bazie wykonałam moje ciasteczka, używając zamiast innych przypraw tonki. Jeśli chodzi o rodzynki, nie zalewałam „na świeżo” rumem, bo skorzystałam ze słoiczka, który stoi w spiżarni, wypełniony rodzynkami zalanymi brandy (lub rumem, lub tym, co pod ręką) i który świetnie się przydaje do takich przepisów. Osoby, które nie mają podobnego słoiczka, muszą postąpić jak poniżej 🙂
Składniki: 8 dag rodzynek, 3 łyżki rumu, 300 gr gorzkiej czekolady o wysokiej zawartości kakao (z czego 170g do stopienia, reszta do posiekania*), 3 łyżki masła, 6 łyżek mąki, 15 dag cukru, 2 duże jajka, po 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia i soli, 1 małe nasionko (lub 1/2 dużego) tonki*, starte na drobnej tarce, 1 łyżeczka cukru waniliowego
*można użyć tu także 130g posiekanej czekolady mlecznej, lub mieszanki 1:1 czekolady i migdałów; ja częściowo wykorzystałam pozostałe ze Świąt czekoladowe drzewka nadziewane marcepanem
**W przypadku braku tonki można użyć po 1/4 łyżeczki cynamonu i gałki muszkatołowej oraz dodać parę kropli esencji migdałowej; ew. także zwiększyć udział cukru waniliowego, tj. zastępując nim częściowo cukier zwykły
Rum podgrzewamy, uważając żeby się nie zagotował i zalewamy nim rodzynki. 17 dag czekolady i masło stapiamy, odstawiamy, niech ostygnie. Jajka ubijamy z cukrem i łyżeczką cukru. Wlewamy powoli przestudzoną masę czekoladową, cały czas ubijając. Dodajemy mąkę wymieszaną z solą, proszkiem i tonką. Mieszamy, wrzucamy rodzynki razem z rumem (w przepisie odsączone, ale ja bym nie odsączała zbyt dokładnie… 🙂 i posiekaną resztę czekolady. Nakładamy łyżeczką porcje ciasta na blache wyłożoną papierem do pieczenia, zachowując odstępy bo ciasteczka rosną. Pieczemy 8-10 minut (raczej 10) w temp. 180 stopni góra/dół (lub 170 st. C termoobieg). Wyszło mi 25 ciasteczek.
Ciasteczka są bardzo czekoladowe, miękkie, lekko wilgotne w środku – trochę jak mini-brownies. Aromatyczne, ale nie w sposób natrętny. Świetnie pasują z poobiednią filiżanką espresso. Przyznaję, że z wypieku jestem bardzo zadowolona, i polecam – czy z tonką, czy bez, czy w oryginalnej wersji z chilli.