Wpis pierwszy noworoczny niby był, ale nie pokazałam, jak świętowaliśmy odejście 2009. Zważywszy na to, że 2010 ruszył bardzo dynamicznie (wygląda na to, że w najbliższym czasie będę mocno zajęta), muszę się zmobilizować do wpisu posylwestrowego, żeby nie było potem, że w okolicach Wielkanocy sobie o nim przypomnę.
Faktem jest, że nie było zbyt oryginalnie: znów jedliśmy bliny. Ale, żeby nie było nudno, były to bliny na zakwasie, które widziałam niedawno u Atiny. Całkiem podobne w smaku do gryczanych na drożdżach – zakwas daje podobny posmak, co mąka gryczana. Nie służy de facto za środek spulchniający – tą funkcję spełniają inne dodatki. Przepis podaję za Atiną, z moimi uwagami.
Składniki: 250 g zakwasu (1 – 1 ½ szklanki), 1 łyżka miodu, 1 – 2 łyżki oleju, 1 jajko, lekko ubite widelcem, szczypta soli, ¼ łyżeczki sody, ½ łyżeczki proszku do pieczenia
Jeśli zakwas jest bezpośrednio wyjęty z lodówki, zostawić go na 10- 20 minut w pokojowej temperaturze; ja zrobiłam inaczej, tj. dałam dokarmiony zakwas aktywny.
Wymieszać dokładnie wszystkie składniki w misce. Ciasto powinno mieć konsystencję jak średnio gęsta śmietana. W razie potrzeby, gdy ciasto jest zbyt rzadkie dosypać trochę mąki (u mnie nie było takiej potrzeby). Nakładać po jednej łyżce ciasta na placek. Bliny smażyć z dwóch stron na lekko posmarowanej olejem/masłem i dobrze nagrzanej patelni, na średnim ogniu. Z podanych ilości wychodzi ok. 20-25 blinów.
Atina sugerowała podawanie blinów z dodatkami słodkimi, u były zdecydowanie niesłodkie: kawior, kwaśna śmietana, ryba wędzona (troć) i śledzie. Poza tym do chrupania seler naciowy i dymka z solą. Lekko słodki smak placuszków bardzo dobrze się ze słonymi farszami komponował (choć wciąż za bliny nr 1 uważam pszenno-gryczane).
Drugie placuszki jedliśmy już w Nowym Roku. Bardzo dojrzały banan i jw. maślanka wołały o spożycie, więc zrobiłam, po raz pierwszy od wieków, śniadaniowe placuszki bananowe na maślance wg Nigelli (z Feast). To nic innego niż wariacja nt. pancakes (czy też „pankejków”), od których do blinów bliżej niż do tradycyjnych naleśników.
Wrzucamy do blendera: 1 bardzo dojrzałego banana, 1 szklankę* mąki zwykłej, (ok. 150g), 1 łyżeczkę proszku do pieczenia, 1/2 łyżeczki sody, 1 jajo, 1 szklankę* maślanki, 1 łyżeczkę cukru.
* 1 cup = ok. 240 ml
Miksujemy na gładką masę.Tuż przed smażeniem dodajemy (na całą ilość) ok. 28 gram stopionego masła (1 uncja w oryginale). Nakładamy po łyżce ciasta na b. rozgrzaną, suchą patelnię, smażymy z obu stron.
Uwaga: jak w zwykłych pankejkach amerykańskich czy blinach, gdy spód gotowy, na wierzchu robią się bąbelki (dosłownie po kilkunastu sekundach). Warto chwilę poczekać z przerzucaniem (do maksymalnie 1 min), aby uniknąć rozlania spodu. Niestety, nie całkiem opanowałam tą sztukę i moje placuszki były wszystkie dość niekształtne i oczywiście różnych rozmiarów. Z gęstym jogurtem i powidłami smakowały jednak bdb.