Gospodyni kolejnej Piekarni, Tili, zaproponowała m.in. przepis na brioszkę z dodatkiem jogurtu. Ponieważ brioszki i chałki uwielbiam, nie mogłam przepuścić okazji, by wypróbować nowy przepis. I dobrze się stało, bo pieczywo jest leciutkie jak piórko, puchate i pięknie pachnące, jedynie lekko słodkie – świetnie się komponuje ze wszystkimi dodatkami. Na przykładzie tego przepisu widać imho różnicę między chałką a brioche: to nie ten sam stopień napowietrzenia, tj. w tym drugim pieczywie jest on znacznie wyższy. W oryginale występowała także woda z kwiatów pomarańczy – ponieważ nie lubię i nie używam, zastąpiłam ją sokiem wyciśniętym z pomarańczy i dodałam skórkę startą z jw.
Składniki: 80 ml letniego mleka, 1 jajko, lekko roztrzepane, 50 g jogurtu, 2 łyżki wody z kwiatów pomarańczy (u mnie sok wyciśnięty z pomarańczy), 1 łyżeczka soku z cytryny (pominęłam, dałam skórkę startą z 1 pomarańczy), 20 g cukru, 1/2 łyżeczki soli, 20 g masła, roztopionego, 350 g mąki pszennej typ 450, 1 łyżeczka drożdży instant (u mnie 10g świeżych, wkruszonych do reszty składników)Przygotowanie: Wszystkie składniki umieścić w misce, wymieszać. Wyrobić ręcznie lub mikserem gładkie ciasto, odstawić na ok. 1 godzinę do wyrośnięcia, potem uformować bochenek o dowolnym kształcie. Ja podzieliłam ciasto na 8 części, każdą ukształtowałam w kulkę i umieściłam obok siebie w keksówce wyłożonej pergaminem do pieczenia. Odstawić do napuszenia ok. 30 minut i piec ok. 25-30 minut w 180-200 stopniach (piekłam w naparowanym piekarniku, w 200 st., grzanie góra-dół, jak zawsze). Należy uważać na czas pieczenia, by brioszki nie przepiec – swojej niczym nie smarowałam, tylko spryskałam wodą, a i tak się mocno zrumieniła.
Oczywiście najlepsza brioszka to taka świeża, ciepła, jedzona bez niczego, ew. z odrobiną masła. Ta z pierwszego zdjęcia to deser M., z miodem.