Pamiętacie moją klęskę urodzaju jabłkowego? Otóż, skorzystałam z sugestii i nastawiłam wtedy… cydr. Ponieważ robiłam do tej pory tylko nalewki (wg jednego przepisu) i kwas chlebowy, a słowa typu „rurka destylacyjna” mnie przerażają, zdecydowałam się na najłatwiejszy przepis, jaki znalazłam (na Forum Domowych Winiarzy, tzw. „cydr szybki angielski”). I chyba wyszło 😉 (a miałam duże obawy, że całość pójdzie do zlewu). Robiłam z 1/2 składników. Przygoda była tylko jedna, ale o tym niżej.
Składniki: 5 kg jabłek, ok. 10 l wody, 1 kg cukru, 5 cytryn, łyżeczka imbiru suszonego/1-2 cm plaster świeżego
Jabłka pokroić (ze skórką i gniazdami nasiennymi, bez ogonków), zmiksować (u mnie w malakserze), wlać do dużego, kamiennego (lub innego…) garnka i dolać ok. 3l wody po czym odstawić naczynie przykryte gazą na 7 dni. Mieszać rano i wieczorem. Po tym czasie przecedzić przez gazę, resztę miazgi odcisnąć (miazgi się pozbyć), zmieszać wyciśnięty sok jabłkowy z cukrem, otartą skórką z cytryn i sokiem wycisniętym z tych cytryn oraz dodać imbir. Całość dopełnić wodą do 10l i przelać do butli lekko zakorkowanej na 24 godz (przelałam do garnka, zakryłam nie całkiem szczelnie pokrywką). Po tym czasie cydr przesączyć, rozlać do butelek zamykanych na zakrętkę metalową (lub mocne plastikowe/gumowe). Można pić po tygodniu, ale najlepszy będzie po kilku miesiącach.
Wszystko poszło zgodnie z planem, poza tym, że po ok. 2 tygodniach od przelania do butelek jedna z nich spektakularnie eksplodowała w spiżarni. Była to butelka, którą najprawdopodobniej wstrząsnęłam, bo oglądałam sobie kilkakrotnie osad na dnie i odwracałam ją do góry nogami. Więc: nie róbcie tego, co ja; butelek nie odwracajcie do góry nogami, nie wstrząsajcie nimi i najlepiej zapełniając zostawić margines bezpieczeństwa, tj. nie napełniać do zbyt pełna. Butelki pozostałe po eksplozji na wszelki wypadek zabezpieczyłam workami na śmieci, ale mam przeczucie, że już obejdzie się bez atrakcji. Sądzę, że najlepiej i tak byłoby je trzymać w miejscu typu piwniczka na wino, której – jeszcze 😉 – nie posiadam.
Co do smaku: cydr jest wytrawny, dość mocno gazowany (stąd też wybuch), lekki, odświeżający i o dość niskiej zawartości alkoholu (nie mam cukromierza, ale przypuszczam, że nie przekracza 4%). Rzeczywiście smak zyskuje na leżakowaniu, podobnie jak aromat – po 10-12 dniach od przelania do butelek dość silnie (imho niezbyt przyjemnie) pachnie sfermentowanymi jabłkami, później (po ok. 1,5 miesiąca) zapach się ulatnia. Ma jednak dość specyficzny posmak, być może z pestek lub skórek jabłek, bo raczej nie z imbiru czy cytrusów – M podejrzewał mnie o wzmacnianie smaku sztucznymi składnikami. Mnie to nie przeszkadza, ale mojej drugiej połowie trochę tak. Niemniej, eksperyment jak na pierwsze podejście uważam za całkiem udany, a testerzy (jak na razie, Mi., mąż E., i Madzia) to potwierdzali.
I sądzę, że to dobra propozycja na akcję Cudawiankową (patrz banner).