Na terenach Polski wschodniej widać, jak wieloetnicznym byliśmy kiedyś narodem, wyznającym różne religie. Cerkwie stoją w pobliżu kościołów katolickich, kirkuty w tych samych miejscowościach, co cmentarze greckokatolickie. Stąd np. we Włodawie, gdzie zwiedzaliśmy synagogę i ciekawe muzeum w niej urządzone, organizowany był kilkakrotnie Festiwal Trzech Kultur (niestety, nie w tym roku). Choć ten świat dawno przeminął, zabytki niszczeją, a cerkwie czy kirkuty są często zamknięte na klucz, wciąż jest wiele miejsc, które skłaniają do refleksji. Już kiedyś zresztą wspominałam, czemu lubię zwiedzać lokalne cmentarze. Oto kilka wspomnień…
Cmentarz przy ulicy Lipowej w Lublinie, gdzie kwatery protestanckie sąsiadują z katolickimi i prawosławnymi.
Cerkiew w Wólce Wielkiej w Lublinie, na którą natknęliśmy się przypadkiem, jadąc w kierunku Werchratej. Pierwsza ze świątyń ze Szlaku Architektury Drewnianej, której przyjrzałam się z bliska, niestety, zamknięta na głucho. Przy cerkwi znajduje się niewielki cmentarz, z grobami nowymi i XIX-wiecznymi.
Bardzo chciałam zwiedzić stary kirkut w Lublinie, niestety, jest zasadniczo zamknięty dla zwiedzających i ograniczyłam się do tzw. nowego. Potem przeszliśmy się między grobami na zarośniętym, ale urokliwym kirkucie w Szczebrzeszynie, na którym mieści się ponad 300 macew.
Krzyże i kapliczki wyłaniają się z niemal każdego, nawet najbardziej odludnego kąta. Na rozstajach dróg, na drzewach, przy pustych polach, opuszczonych domach… W Beskidzie Niskim były to często krzyże prawosławne, i zazwyczaj pomalowane na jaskrawy odcień niebieskiego. Widzieliśmy także krzyż zielony oraz… czerwony, co wydało mi się trochę, hm, niepokojące (ale niestety zdjęcia nie zrobiłam). Poniżej obrazki ze wsi Bartne (Beskid), okolic Kalwarii Pacławskiej (Pogórze Przemyskie) i Roztocza.