Fesendżun

Bardzo lubię Zupę z granatów Marshy Mehran, potocznie nazywaną u nas w domu „gotującymi Irankami”. Choć czytałam książkę wielokrotnie, nie zdecydowałam się na popełnienie żadnego z dań (poza tym, że robię herbatę lawendowo-miętową dość podobną do tej Marjan). Dopiero Tili podczas naszej wyprawy zachwalała fesendżun, no i jak kupiłam przecier z granatów, nie było odwrotu. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z kuchnią irańską (choć kosztowałam wielu dań we wschodniej Turcji, przy granicy z Iranem, i słyszałam, że są zbliżone do perskich). Ta słodko-kwaśna potrawka z kurczaka bardzo nam smakowała. Sam przecier z granatów chętnie jeszcze wykorzystam – smak jest niezwykły, zaś mięso gotowane z  jego dodatkiem jest bardzo kruche i delikatne.  Szczerze mówiąc, trochę ten przecier kojarzy mi się z pastą z tamaryndy…

Poniżej przepis z moimi uwagami; robiłam z 1/2 składników, co dało ok. 3 porcji obiadowych.

Składniki: 300-500g* posiekanych orzechów włoskich, oliwa z oliwek, 1 1/4kg piersi z kurczaka, pokrojonej w kostkę, 3 duże cebule, pokrojone w talarki, 6 łyżek przecieru z granatów, rozpuszczonego w 2 szklankach wody, 1/2 łyżeczki soli, 1/2 łyżeczki mielonego pieprzu (dałam świeżo mielony do smaku), 1 łyżka cukru (dałam brązowy i trochę więcej), 2 łyżki soku z cytryny

* Pomyliłam się kupując orzechy i wzięłam mniejszą ilość (300g na pełen przepis). Moim zdaniem taka ilość spokojnie wystarczy, zwłaszcza, jeśli nie jesteście wyjątkowo orzecholubni (jak mój małżonek).

Orzechy zmielić (u mnie w malakserze, więc na niezbyt drobno), następnie obsmażyć na oliwie przez 10 minut (lub uprażyć na suchej patelni przez maksymalnie 5 minut, jak ja zrobiłam), stale mieszając. Odstawić. Pokrojonego kurczaka z cebulą obsmażyć na złoto w głębokim rondlu. Dodać orzechy, przecier z granatów i pozostałe składniki. Doprowadzić do wrzenia. Zmniejszyć ogień i dusić ok. 45 minut lub dopóki sos nie zgęstnieje. Pod koniec gotowania sprawdzić doprawienie i ew. dosłodzić/zakwasić mięso. Podawać posypane natką pietruszki lub miętą.

Według autorki należy podawać danie ze specjalnie przygotowanym ryżem, tzw. czelowem, ja jednak przygotowałam pilaw, taki, jak zazwyczaj robi się u nas w domu.

Pilaw (2-3 porcje): Posiekać drobno 1 średnią cebulę i 1-2 ząbki czosnku. Zeszklić na rozgrzanej oliwie zmieszanej z odrobiną masła. Dodać (opcjonalnie) 1/2 łyżeczki kuminu i 1/4 łyżeczki kurkumy, wymieszać. Wsypać szklankę przepłukanego ryżu (najlepiej basmati), wymieszać, chwilę przesmażyć po czym wlać powoli 500ml bulionu (najlepiej warzywnego). Wymieszać, zagotować, skręcić ogień i gotować (można pod przykryciem lub częściowym przykryciem, ale należy kontrolować), aż ryż wchłonie cały płyn i będzie miękki. Jeśli zabraknie płynu, należy dolać wody. Po ugotowaniu można go 15-30 min uprażyć, zostawiając pod przykryciem w ciepłym miejscu (np. owinięty kocem, wsadzony pod kołdrę) lub na kuchence witroceramicznej: zostawiając na wyłączonym, wciąż ciepłym palniku.

Do tego jedliśmy prostą sałatkę: pomidory, ogórek i cebula posiekane w kostkę, posypane pietruszką i doprawione solą, cytryną oraz odrobiną oliwy.

Chętnie przyjrzę się innym przepisom pani Mehran. Szkoda swoją drogą, że drugi tom przygód „gotujących Iranek” (Woda różana i chleb na sodzie), jak to często bywa z „ciągiem dalszym”, jest IMHO literacko mniej udany.

Zapisz