Mistrzem „przekrętów” jest Jamie Oliver. Seria programów Oliver’s Twist (gdzie tytuł to nieprzetłumaczalna gra słów, nawiązująca do powieści Oliver Twist, nazwiska kucharza i brytyjskiego powiedzenia with a twist) została na polski przetłumaczona jako „Przekręty Jamie’ego Olivera”. Przyznaję, że też lubię takie przekręty i eksperymenty – zrobić niby to samo, ale inaczej. Ostatnio właśnie kilka dań w udany sposób „przekręciłam”, a oto efekty.
Po pierwsze: sałatka z czerwonej kapusty.
Taką tradycyjną prezentowałam tu, w towarzystwie królika. Ponieważ jednak M ostatnio się wypowiedział, że taka „normalna sałatka z kapusty to nic ciekawego”, poczułam się zmuszona pokombinować.
Pół niedużej główki czerwonej kapusty poszatkować dość drobno, zalać wrzątkiem w misce, odstawić na ok. 10 minut, odcedzić, wystudzić. Zmieszać w misce z drobno posiekaną 1 małą cebulą i 1/2 jabłka. Dodać po 2 łyżki rodzynek i pestek słonecznika (ew. orzechów). Wkruszyć 1-2 łyżki bryndzy lub taką samą ilość sera pleśniowego niebieskiego, ew. sera koziego. Posolić, popieprzyć, dodać – ważne! – ok. 1/2 łyżeczki kminku (można lekko zmiażdżyć) i ok. 2 łyżek oliwy, wymieszać. W misce zmieszać 2 łyżki dobrego octu balsamicznego z 1 kopiastą łyżką cukru, dodać do sałatki, wymieszać dokładnie. Sprawdzić doprawienie, ale najlepiej odstawić sałatkę na co najmniej 15 minut, by smaki się przegryzły, wymieszać i dopiero wówczas weryfikować smak.
I taka wersja zyskała aprobatę 😉
Po drugie: pierogi nie całkiem ruskie.
Na zdjęciu powyżej widać resztki (tj. jedzone następnego dnia) pierogów (ciasto jak tu) z nadzieniem nieortodoksyjnym. Tym razem był to wynik radzenia sobie ze zbyt małą ilością twarogu na stanie 🙂
Nadzienie nie całkiem ruskie: Zmieszać fetę i twaróg w proporcjach 1:1. Masę serową zmieszać z ugotowanymi, zmiażdżonymi ziemniakami, znów 1:1 (u nas było to ok. 225g sera i tyle samo ziemniaków). Dodać zeszkloną na maśle/oliwie, drobno posiekaną 1 cebulę. Wymieszać, doprawić pieprzem (hojnie) i solą do smaku, wyrobić jednolitą masę.
Drugie nadzienie kiedyś już zrobiłam, jako pastę do chleba, kiedy lodówka i spiżarnia świeciły dużymi pustkami.
Nadzienie z fetą, czosnkiem i ziołami: Ugotowane ziemniaki (ok. 3 niewielkich) rozgnieść z 1/2 opakowania sera feta (ok. 130-140g), 1/2-1 łyżką oliwy i 1 rozdrobnionym ząbkiem czosnku. Doprawić lekko pieprzem, ew. solą (sprawdzić, czy nie jest wystarczająco słone od fety) i dużą ilością ziół: świeżych (np. tymianek, rozmaryn, szałwia, bazylia, cząber, mięta – jedno lub parę, posiekanych) i/lub suszonych (z ww. polecam suszony tymianek, rozmaryn, cząber oraz oregano). Wymieszać na gładką masę. Podobne nadzienie (vel pastę) można przygotować z ugotowanego brokuła (czyt. eksperyment z rozgotowanymi resztkami z obiadu).
Resztki pierogów, te „dnia następnego”, były jedzone na zimno, bez niczego, ale świeże były polane masłem szałwiowym (te z nadzieniem nr 2) i zeszkloną cebulką (nadzienie nr 1).
Po trzecie: jajko na twardo i pesto.
Czasem, gdy mam czas, nie muszę się spieszyć rano, mam ochotę na inne śniadanie niż zazwyczaj. Dziś wsłuchałam się w siebie i z bazylii naokiennej oraz paru łyżek świeżej pietruszki zrobiłam pesto (jak tu: z orzechów były pestki słonecznika). Ugotowałam jajko na twardo (a właściwie niemal twardo, takie 8 minutowe jest zazwyczaj odrobinę na miękko, i takie lubię najbardziej). Kromki Franka posmarowałam pesto, na to położyłam jajko. I o to chodziło: kanapka z jajkiem, ale… inaczej 🙂