Odkryłam w lokalnej bibliotece dział „Kucharstwo” (naprawdę jest takie słowo w języku polskim?), a w nim Klapsę czy Konferencję, której recenzję kiedyś napisała Liska. Książka jest nietypowo wydana, zabawnie napisana, i niektóre przepisy są ciekawe; cena pozycji jest, niestety, dość wysoka (cena sugerowana 48 zł). Autorki są ponadto chyba równie rozkosznie roztrzepane co Joanne Harris i Fran Warde: już w dwóch przepisach znalazłam „znikające składniki” (na ten brak precyzji zwracała też uwagę Liska). Jednym z tych „mglistych” przepisów jest pasztet marchewkowy, który bardzo mnie zainteresował, szczególnie, że nie wymaga użycia jaj, jedynie 2 białek. Kiedyś korzystałam z innego, mocno jajecznego przepisu, i smak końcowy nie do końca mi odpowiadał. Ten pasztet jest pyszny, choć ze względu na niedokładność przepisu, pewne rzeczy musiałam zrobić wg własnego widzimisię.
Składniki: 1 kg marchewki, 2 liście laurowe, ziele angielskie, 1 sucha bułka kajzerka (lub ok. 3 niewielkich kromek czerstwego białego pieczywa), 1 duża cebula, 2 ząbki czosnku, 3 łyżki mąki, tymianek (nie wiadomo, jaki – dałam ok. łyżki świeżego i dwie szczypty suszonego), sól, pieprz, 2 białka, 2-3 łyżeczki kaparów (wg książki „garść”, co wydawało mi się pewną przesadą), opcjonalnie: 1/2 łyżeczki kwiatu gałki muszkatołowej lub odrobinę startej gałki
Marchewki obieramy, kroimy na plasterki, gotujemy do miękkości w osolonej wodzie z liśćmi laurowymi i paroma kulkami ziela angielskiego (to ten znikający składnik, tj. jest w spisie składników i znika w przepisie; ja po namyśle zrobiłam jw.). W płynie pozostałym po gotowaniu marchewki namaczamy bułkę. Cebulę kroimy w kostkę, szklimy na maśle/oliwie. Rozgrzewamy piekarnik do 200 st C. Miksujemy marchewkę z cebulą, odsączoną bułką i czosnkiem oraz – moja modyfikacja – połową ilości używanych kaparów. Dodajemy mąkę, tymianek, pieprz i (u mnie) kwiat gałki, mieszamy, sprawdzamy słoność. Ubijamy na sztywną pianę białka ze szczyptą soli, łączymy delikatnie z marchewkową masą. Na koniec dodajemy pozostałe, niezmiksowane kapary.
Pieczemy ok. 40-45 minut w 200 st., studzimy w piekarniku. Świeżo po upieczeniu pasztet jest bardzo miękki, wystudzony tężeje, choć wciąż ma dość miękką konsystencję.
Jak widać, kolor ma bardzo wesoły (jak po dodaniu kurkumy 😉 Tu jedzony na świeżym chlebie, z dodatkiem brown sauce.