To był prosty obiad na słoneczni, letni dzień w wydaniu M: paczka mrożonych owoców morza, wrzucona bez rozmrażania na gorącą oliwę, lekko posolona i popieprzona (świeżo zmielonym pieprzem), gotowana ok. 10 minut. Następnie owoce morza zostały wyłowione z oliwy i puszczonego płynu, rzucone na liście sałaty, doprawione oliwą i octem balsamicznym i prawie natychmiast zjedzone.
Do tego było różowe wino i różne sery, wynik zakupów w delikatesach i wizyty w sklepie na ul. Francuskiej w W-wie, specjalizującym się w… wyrobach francuskich. Chyba o tym nie wspominałam, ale bardzo, bardzo lubię wszelkie sery. Podpisałam, co jedliśmy, na poniższym zdjęciu (oprócz serów, jak widać, był pasztet, pomidory i chleb). Na szczególną uwagę zasługuje Casinca (lub A Casinca, znalazłam dwie wersje nazwy), ser pochodzący z Korsyki, o bardzo mocnym wyglądzie, zapachu i smaku – nie dla każdego, i wino zdecydowanie się do niego przydaje (najlepiej czerwone, różowe okazało się trochę za słabe). A, i Sage Derby nie jest serem francuskim, lecz angielskim – jednym z moich ulubionych.
Może ciekawi Was owo „i” z tytułu posta. Pamiętacie moje foremki z Muminkami? (Robiliśmy z nich także pierniczki). Dzięki świeżo upieczonej parze małżeńskiej, E i M, kolekcja Muminkowa się powiększyła o te oto kubki:
Bardzo cieszymy się z prezentu. Domyślacie się chyba, czyj kubek jest czyj 😉 A wewnątrz kubków jest nasza poranna kawa.