W zamierzeniu miała to być galaretka, a wyszła… galaretka półpłynna. Rzecz w tym, jak sądzę, że pamiętając doświadczenia zeszłoroczne i przesłodzony dżem, zredukowałam cukier zgodnie ze swoimi kubkami smakowymi, i nie zżelowało się, jak trzeba. Niemniej, na chlebie porzeczkowy żelik się utrzymuje, byle nie przesadzić z ilością, a na polewy, glazury czy masy do przekładania ciast konsystencja jest wręcz idealna, więc nie narzekam. No i smak, i kolor… Przepis oryginalnie (przed redukcją cukru + inna ilość owoców) znalazłam na tej stronie. Ja przetarłam owoce, więc galaretka nie jest idealnie klarowna, ale nie zależało mi na tym.
Składniki: 1 kg czerwonych porzeczek, umytych, przebranych, bez gałązek, 300g cukru, ew. trochę soku z cytryny, wyparzone słoiki
Porzeczki umieścić w rondlu z ok. 50ml wody, gotować 8 minut na średnim ogniu. Zdjąć z ognia, rozgnieść owoce łyżką/rozdrabniaczem. Przecedzić i przetrzeć przez drobne sitko. Umieścić ponownie w rondlu, wraz z cukrem, zamieszać, zagotować, gotować ok. 20-30 minut na niewielkim ogniu. Pod koniec gotowania można dać odrobinę soku z cytryny. Zdjąć z kuchenki, ew. odszumować i przelewać do gorących, wyparzonych słoików (u mnie także denka przetarte od wewnątrz alkoholem). Pasteryzować 10 minut.
Wspomniałam o glazurze; wykorzystałam galaretkę do udekorowania tarty z czerwonych porzeczek, zamiast dżemu morelowego (z racji konsystencji już go nie podgrzewałam). Tak, jestem nudna: to kolejny wariant rustykalnej tarty Bajaderki.
A wszystko to podczepiam pod banner: