I ostatni wpis na temat stolicy nad Tamizą, głównie fotograficzny.
Na początek parki – widoczki z Kensington Gardens…
… i piękna glicynia (wisteria) na budynku w Notting Hill.
W kręgu napojów: w porze lunchu przed pubem obok Borough Market – ładna pogoda i zakaz palenia sprawiają, że wiele osób stoi na zewnątrz…
… a w pubie można napić się piwa (np. stout czy bitter) i zjeść pie (na zdjęciach pub w okolicy Charing Cross).
Podczas poprzedniego pobytu w Londynie (10 lat temu!) piłam pierwszą coffee to go, z Pret-a-Manger, do którego do tej pory mam sentyment (i uważam, że mają całkiem smaczne jedzenie i niezłe latte). Między 1999 a 2009 jest taka różnica, że teraz każda kawa na wynos musi być fairtrade i z mlekiem organicznym, a czasem dodatkowo na kubku jest cała powiastka:
Odwiedziliśmy także Muzeum Victorii i Alberta, jedno z naszych ulubionych miejsc (ale dział ceramiki – ciągnący się kilometrami, i zazwyczaj zupełnie pusty – jest niestety w remoncie). Poszliśmy tam także do kawiarni w tzw. Morris, Gambler and Poynter rooms, noszących nazwy od ich projektantów. Mój ulubiony pokój to ten zielony, sygnowany przez Williama Morrisa (bo zresztą b. lubię też prerafaelitów). Wewnątrz panuje półmrok, więc poniżej widok z fleszem i bez:
Zbliżenie na witraż…
Oraz co w „sali Morrisa” jadłam: cream tea, czyli herbatę w towarzystwie scone, clotted cream (bardzo, bardzo gęsta, właściwie maślana śmietana – b. podobna do tureckiego kaymaku) i dżemu pomarańczowego.
Tu zaś parada z okazji dnia Św. Jerzego (obchody w połączeniu z urodzinami Szekspira trwały cały weekend):
I fasada domu, który mi się podobał (okolice Tate Gallery):
PS. I jeszcze jedno: wspomniałam w poprzednim wpisie, że James McAvoy szkolił się w Le Gavroche do roli w Makbecie (2005, wersja BBC). Otóż wspomniałam to dlatego nieprzypadkowo, że podczas pobytu w Londynie mieliśmy przyjemność zobaczyć Jamesa w teatrze, w Three Days of Rain, i niektórzy czekali później przy wyjściu dla aktorów, powiedzieli do niego 2 zdania i zdobyli autograf: ha! Dowodem na wydarzenie jest poniższe nienajlepsze zdjęcie, ale M robił znad głowy, więc należy mu wybaczyć. McAvoy podpisuje autografy na lewo, obok niego Nigel Harman, także grający w sztuce.