Sałatka będąca wypadkową tego, co było w lodówce (dobra feta!) i tego, że M kupił naprawdę niezłe pomidory. Zanim ktoś zacznie krzyczeć na temat składników, dodam, że podczas dwóch pobytów w Grecji jadłam sałatkę grecką prawie codziennie – i czasem dodatki były naprawdę zaskakujące. Raz (w tawernie w Agia Roumeli na Krecie) trafiła się marchewka i sałata też bywała. Oliwki zaś – które, wydawałoby się, są tak niezbędne jak feta – pojawiały się rzadko, i w małych ilościach – co należy, przypuszczam, tłumaczyć chęcią obniżenia kosztów. „Ortodoksyjnie” więc, dodałabym jedynie pomidory (jak najlepsze), świeżego ogórka, cebulę w piórkach, oliwki i fetę (znów, jak najlepszą). A nieortodoksyjnie…
Składniki: 1/3 – ¼ główki sałaty masłowej, ½ dużej papryki czerwonej, 1 mała cebula (najlepiej czerwona), dwa duże, dojrzałe pomidory, 1 krótki/½ długiego ogórka świeżego, feta (jak najlepsza, od 2/3 do 1 paczki ok. 150g), do doprawienia: świeży lub suszony tymianek i/lub oregano, oliwa, cytryna
Cebulę pokroić w drobne piórka, ogórka, paprykę i pomidory w kostkę. Umytą i osuszona sałatę porwać dość drobno. Warzywa zmieszać, dodać pokrojoną w kostkę fetę, wymieszać, posypać ziołami, doprawić do smaku oliwą i sokiem z cytryny (sól nie powinna być potrzebna przy fecie). Wymieszać ponownie, odstawić na ok. 10 minut.
Zajadać ze świeżym chlebem i najlepiej popijając, oczywiście, retsiną…