Podczas weekendu w Londynie zwiedziłam Borough Market, raj dla smakoszy czy szerzej pojętych miłośników jedzenia. Miejsce jest mocno promowane przez tzw. celebrity chefs, np. Jamie’ego Olivera, i chyba stało się już atrakcją turystystyczną. Na szczęście, nie jest to miejsce tylko dla turystów: w porze lunchu przy straganach z daniami na wynos roiło się od Londyńczyków chcących zjeść popołudniowy posiłek, a prezentowany towar nie obejmuje jedynie artykułów delikatesowych. Można kupić, poza produktami z Francji i Hiszpanii czy ręcznie robionymi czekoladkami, warzywa, ryby czy mięso. Sklepy z tym ostatnim obejrzałam z zawiścią, bo osobiście uważam, że w Polsce są supermarkety, jatki na targach i niewiele pośrodku. Sklepów z ladami chłodniczymi, w których możesz wybrać mięso dokładnie takie, jakie chcesz (a nie takie, jakie jest), lub gdzie sprzedawcy dzielą sami tusze i możesz poprosić sprzedawcę, by ukroił to, co chcesz, w taki sposób, jak chcesz, nie znam (i jeśli ktoś zna, chętnie się dowiem, gdzie można je znaleźć). Co zupełnie już nierealne, gdyby miały świeżą jagnięcinę…
Tymczasem trochę wspomnień fotograficznych. Niestety, część targu (Green Market) była nieczynna, z niewiadomych powodów, i parę stoisk w czynnej części była też zamknięta.
- Sery francuskie:
- Ryby i owoce morza:
- Szyld The Ginger Pig:
- Martwa natura grzybno-ziołowa:
- Dżemiki…
- Masła…
- … i sole w Real France. Kupiłam tą z ziołami prowansalskimi i z glonami 😉
- Tył stanowiska z oliwkami:
- Pieczywo w The Flour Station:
- Soki i inne przetwory owocowe, głownie jabłkowe. Piłam ciepły sok jabłkowy z cynamonem.
- Niebieskie (czy tak naprawdę fioletowe) ziemniaki. Na straganie było ok. 8 różnych rodzajów tego warzywa.
- Cydry. Pani nalewa nam wytrawny do 2 pintowej butelki plastikowej, takiej jak na mleko (która niestety lekko, ale na szczęście tylko lekko, po wylądowaniu w PL okazała się nieszczelna – czyt, walizka pachniała cydrem i trochę się lepiła na dnie…).
Pobyt na Borough Market zakończyliśmy obiadem w bardzo fajnej restauracji, o której opowiem kolejnym razem 🙂