Trwa Pączkowy Tydzień, a… faworki to świetne danie do wspólnego gotowania. Niemal w tym samym towarzystwie, co pierniczkowaliśmy, świętowaliśmy wczoraj ostatni weekend karnawału. Było wesoło 😉 Poniżej podaję przepis na pojedynczą porcję za gospodynią imprezy, E. (robiliśmy faworki z 1kg mąki):
Składniki: 500g mąki, 5-6 żółtek jaj, 100g śmietany 22%, 2 łyżki spirytusu, 1,5 łyżki stopionego masła, 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
Składniki zagniatamy na gładkie ciasto (można dać odrobinę wody, gdyby nie chciało się zagnieść, bo np. żółtka były małe), które następnie tłuczemy chwilę wałkiem na stolnicy (co E. z tego wyszło, widać na lewo – złamała deskę :). Zawijamy ciasto w folię i dajemy mu odpocząć w temp. pokojowej przez ok. 2 h (można dłużej). Następnie wałkujemy po kawałku, najwygodniej w maszynce do makaronu. Jak cienko, to kwestia gustu – u nas powstała pewna różnica zdań, imho najlepiej jak najcieniej. Kroimy w poprzeczne paski, nacinamy i przewlekamy jeden koniec paska przez dziurkę, by powstały kokardki.
Smażymy na złoto na b. gorącym głębokim tłuszczu: oleju (podobno najlepiej na rzepakowym), twardym tłuszczu roślinnym lub smalcu. U nas nastąpił bojkot smalcu przez wszystkich obecnych, a smażyliśmy w… frytkownicy. Gotowe faworki osączamy na ręczniku papierowym, posypujemy cukrem pudrem.
Nie mogliśmy się powstrzymać, by z grubszego ciasta nie wyciąć paru Muminków. M skomentował: „Nie wiem, co wam te Muminki w dzieciństwie zrobiły, że chcecie je wrzucać na gorący tłuszcz”. Niestety nie wszystkie kształty dobrze się zachowywały w oleju – poniżej widać, co się stało z Buką…