Witam w Nowym Roku! Jak niektórzy z Was wiedzą, lub domyślają się, zniknęłam na parę dni na Mazurach, gdzie wreszcie pojawiła się zima, ze śniegiem i lekkim (a na koniec sporym…) mrozem. Szkoda, że Gwiazdka nie była biała, ale… lepiej późno niż wcale.
Naleśniki w każdej formie to jedno z moich ulubionych dań. Crêpes z dżemem na francuskiej ulicy, tureckie gözleme, pancakes z syropem klonowym na śniadanie, masala dosa w Indiach, naleśniki „meksykańskie” mojej drugiej połowy, czy – bliny rosyjskie w każdym wydaniu. Rok temu Sylwestra świętowaliśmy z blinami błyskawicznymi z mąką ziemniaczaną, w tym roku podeszliśmy do sprawy bardziej ambitnie. Nie było to nasze pierwsze podejście do blinów drożdżowych, bo w lecie robiliśmy bliny 100% gryczane. Napstrykałam pełno zdjęć i miałam wrzucić je na bloga, ale okazało się, że przepis wymaga dopracowania – dokładnie tego samego, co przepis na nasze sylwestrowe bliny pszenno-gryczane, tj. dolania znacznie więcej płynu. W związku z powyższym przestałam się krępować i uznałam, że mogę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, tj. zaprezentować oba rodzaje blinów, a także jako bonus: co zrobić z resztkami. Oba przepisy pochodzą z Kuchni rosyjskiej Hyginy Sehin (1979), a problem z wodą wiąże się, jak przypuszczam, z rodzajem mąki. Użyłam jedynej mąki gryczanej, jaką udało mi się dostać, tj. firmy Bio Babalscy (używam ich także mąk razowych i otrąb). Jeśli jej także użyjecie, spokojnie możecie od razu zwiększyć ilość płynu o ilości podane przeze mnie w nawiasach, i mieć mleko na podorędziu by ew. dolać. Jeśli masa będzie zbyt gęsta po wyrośnięciu, dodajcie mleka (letniego lub chociaż w temp. pokojowej) przed samym smażeniem. Masa powinna mieć konsystencję gęstej, kremowej śmietanki (lub, jak poprawia mnie M, „gęstej śmietany wiejskiej” :), może być tylko minimalnie gęstsza od tej na tradycyjne naleśniki – musi być możliwość lania na patelnię. Danie jest bardzo efektowne i zważywszy na zasadę „zrób to sam”, dobrze nadaje się na przyjęcie, na którym podacie miskę blinów na stół, dodatki dookoła a goście częstują się sami. Jeśli zrobicie malutkie placuszki, jak u nas, nie potrzeba nawet sztućców, poza tymi do dodatków, bo bliny można wówczas jeść palcami. Z jednego przepisu można nakarmić, przy kilku dodatkach jako główny posiłek, 5-6 osób, jako przekąskę – drugie tyle.
Bliny pszenno-gryczane
Składniki: 250 g mąki pszennej, 200 g mąki gryczanej, wg przepisu: 0,5 l litra mleka (radzę dać od razu 0,75-08 l, i trzymać więcej w zapasie), 3 jaja, 15 g cukru, 3 g soli, 30 g drożdży świeżych, 15 g tłuszczu (u mnie stopione masło), słonina do posmarowania patelni
Drożdże wymieszać z 1/3 ilości letniego lub chociaż w temp. pokojowej mleka, zasypać cukrem i 1/2 mąki pszennej. Wyrobić, przykryć ściereczką, odstawić do podwojenia objętości, następnie dodać sól, masło, żółtka i pozostałą mąkę.
Ciasto stopniowo rozprowadzić ciepłym mlekiem i odstawić do wyrośnięcia (patrz: zdjęcie).
Do podwojonego ciasta dodać ubite na pianę białka (od tych 3 jaj), odstawić na 15 minut. Po tym czasie smażyć na posmarowanej słoniną patelni. Jeśli masa będzie za gęsta, tj. nie będzie można lać, dodać trochę mleka, do uzyskania konsystencji gęstej śmietanki. Warstwy ciasta powinny być niewielkie, 4-5 mm, i my lubimy blinki małe, ok. 6 cm średnicy. Smażyć z obu stron, lekko rumieniąc, etapy widać poniżej.
O dodatkach napisałam poniżej.
Bliny gryczane
Składniki: 0,6 kg mąki gryczanej, 15 g cukru, 40 g drożdży, 3 jaja, wg przepisu: 0,5 l litra mleka (radzę dać od razu 0,75-08 l, i trzymać więcej w zapasie), sól, tłuszcz do smażenia
Drożdże rozetrzeć w misce i rozprowadzić 1/2 mleka, dodać 200 g przesianej mąki, dobrze wyrobić i odstawić przykryte ścierką w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Gdy rozczyn się podwoi, dodać sól (szczyptę), żółtka, pozostałe ciepłe mleko i mąkę, dobrze wyrobić. Pod koniec wyrabiania delikatnie połączyć z pianą z 3 jaj. Odstawić do ponownego wyrośnięcia. Jeśli będzie wówczas za gęste – rozrzedzić delikatnie mlekiem. Smażyć jak w przepisie poprzednim.
A tu mały pictorial z etapów smażenia. Tym razem zrobiliśmy placuszki większe, ok. 10 cm, i zdecydowanie wolę maluchy.
A to dowód na to, że rzecz działa się nie zimą 🙂 (patrz: widok za oknem) i podgląd na strukturę usmażonego blina:
Proponowane dodatki do obu rodzajów blinów: kawior, możliwie jak najlepszy, kwaśna śmietana, łosoś lub pstrąg wędzony, kapary, anchois (lekko wymoczone w mleku), poza tym chrupkie warzywa: rzodkiewki, białą rzodkiew w plastrach, szczypior, ogórki (świeże, kiszone, konserwowe)+ sól do maczania warzyw. No i oczywiście stosowne napoje 😉 (ja wolę tu lekkie, wytrawne i musujące, ale wiem, że nasuwa się także inny napój wyskokowy).
Z tych dwóch rodzajów placuszków bardziej mi smakowały pierwsze – gryka jest wyczuwalna, ale się nie narzuca. Te drugie są znacznie bardziej wytrawne, dymne – podobnie jak z wilgotnym i kwaśnym chlebem razowym, nie każdemu zasmakują.
Jeśli zostaną Wam resztki blinów, mam propozycję wykorzystania w formie deseru w stylu austriackiego Kaiserschmarrn’.
Bliny pociąć w paski. Na patelni rozgrzać trochę masła, przesmażyć kilka minut pocięte bliny. Przełożyć do miski, posypać rodzynkami (można wcześniej namoczyć np. w rumie, ale nie jest to konieczne), posypać szczodrze przesianym cukrem pudrem. Podawać od razu z konfiturami, dżemem lub powidłami (u nas z dżemem rabarbarowym).
Czy Was choć trochę zachęciłam…? 🙂
PS. Przepis pojawił się jako… spójrzcie w lewo 😉