Ten mroczny meteoryt powyżej to kolejne zadanie domowe z Weekendowej Piekarni, a ponieważ pod przewodem Agaty z Twoje&Moje piekłyśmy chleb świąteczny, sądzę, że można go zaliczyć do „kuchni świątecznej i noworocznej” w ramach kolejnego projektu Olgi Smile. Przyznaję, że zmieniłam nieco formułę wyrobu chleba – sądząc po komentarzach innych piekących, słusznie. Zmiany dotyczyły głównie wyrastania chleba (przepis zakładał 1 stopniowe, u mnie – 2 stopniowe) oraz ilości wody (dałam więcej). Lekko zmieniłam temperaturę pieczenia, ale to ze względu na właściwości mojego piekarnika + fakt pieczenia na kamieniu. Poniżej przepis ze zmianami.
Składniki (na dwa niewielkie bochenki): 375g mąki pszennej, 115g mąki kukurydzianej, 2 łyżeczki soli (u mnie 1,5), 200-220 ml (w oryginale: 150 ml) ciepłego mleka z wodą (1:1), 3 łyżki pestek dyni + 2 łyżki na wierzch, 3 łyżki ziaren słonecznika, 1 łyżka sezamu
Rozczyn: 150 ml ciepłej wody, 1 łyżeczka cukru, 2 łyżeczki suszonych (lub 15 g świeżych) drożdży
Przygotować rozczyn: drożdże wymieszać z wodą i cukrem, odstawić na 15 minut. Do dużej miski wsypać obydwie mąki i sól. Wlać rozczyn, wymieszać i dolewając stopniowo mleka z wodą, wyrobić miękkie ciasto (jeśli będzie za suche, dodać więcej wody). Wyłożyć na blat i wygniatać ok. 5 minut (ja wyrabiałam na haku miksera). Dodać pestki dyni, słonecznik i sezam. Wygniatać jeszcze 5 minut, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Uformować kulę, umieścić w naoliwionej misce, przykryć folią i odstawić do wyrośnięcia na ok. 1 h. Po tym czasie odgazować, podzielić ciasto na 2 części, a każdej uformować kulę średnicy ok. 15 cm i lekko spłaszczyć (spłaszczając wgnieść delikatnie pozostałe pestki dyni). Ułożyć na przygotowanej blasze. Przykryć folią spożywczą (ja bochenki dodatkowo posmarowałam oliwą) i odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na ok. 45 minut. Chleb jest gotowy do pieczenia, gdy przyciśnięty palcem natychmiast wraca do swojego kształtu. Piec w temperaturze 200 (u mnie na kamieniu, w 210, z parą) stopni przez 12 minut. Obniżyć temperaturę do 150 (u mnie 160) stopni i piec chleb jeszcze 20-30 minut. Bochenki będą gotowe, gdy po puknięciu będą wydawały głuchy odgłos.
Chleb wyszedł zaskakująco,,, zwykły. Spodziewałam się czegoś bardziej „innego”. Wierzch wyszedł dość blady, miąższ w środku jest miękki, delikatny, dość bułkowaty. Mimo tego, jak wygląda powierzchnia chleba na zdjęciach powyżej, dziurki są raczej niewielkie. Przekrój świeżego (lekko ciepłego) chleba widać poniżej:
Innymi słowy, poprawnie, ale bez zachwytów, więc nie wiem, czy będą powtórki. Chyba, że będę chciała wreszcie wykończyć tą zalegającą od wieków w szafce mąkę kukurydzianą 😉