Gdy zimno na dworze dobrze napić się czegoś ciepłego, albo lepiej: mocno rozgrzewającego. Natchnęła mnie tu Nigella Christmas, a miałam otwartego Redd’sa (z którym pokażę potem, co robiłam), i oczywiście korzenie ;), więc składniki same pchały się w ręce. W oryginale, u Nigelli, był cydr. Niestety, trudno go dostać w Polsce; ostatnio kupiłam polski, w butelkach 0,75 l, w sklepie z artykułami ludowymi, ale można powiedzieć, że jest to produkt delikatesowy. Jeśli macie pod ręką cider, oczywiście użyjcie tego, jeśli nie, to zamiast Redd’sa można użyć też innego łagodnego, dość słodkiego piwa, np. Gingers czy Dog in the fog.
Na 0,5 l grzanego napoju potrzebujemy: 0,25 l piwa/cydru jw., 0,25 l zaparzonej herbatki owocowo-ziołowej, najlepiej korzennej (np. Herbapol, Teekanne; ja użyłam takiej pt. "Grzaniec kozacki"), kawałek cynamonu, ze 2 goździki, 2 kwiaty gałki muszkatołowej (można ew. odkroić mały kawałek gałki muszkatołowej), miód lub brązowy cukier (do smaku; proponuję zacząć od 0,5-1 łyżki i skosztować), 1 łyżka rumu/brandy, opcjonalnie: 1 gwiazda anyżu, kawałek skórki cytrynowej/pomarańczowej
Wszystkie składniki umieszczamy w rondelku, podgrzewamy na niewielkim ogniu (nie zagotowujemy!), aż całość będzie gorąca. Sprawdzamy, czy nie należy dosłodzić (wszystko zależy od słodyczy cydru/piwa). Przecedzamy przez sitko, pijemy najlepiej w dobrym towarzystwie 🙂
Grzaniec wychodzi lżejszy (imho to plus) i mniej alkoholowy niż tradycyjne grzane piwo, ale bardzo aromatyczny i rozgrzewający. Mam nadzieję, że moja pierwsza propozycja na Weekend Korzenny Wam przypadnie do smaku 😉