Wróciłam… Choć jeszcze nie całkiem. Na razie trwa pranie całego zawilgoconego i dziwnie pachnącego bagażu, a ja próbuję ułożyć sobie podróż i wrażenia w głowie, porządkując także zdjęcia. Zachwycam się przy tym szybkim netem – ładowanie paru zdjęć trwa góra 3 minuty i jest zakończone powodzeniem!
A więc: trochę dokumentacji z restauracji indyjskich, głównie z Kerali i Goa. Jedzenie indyjskie bardzo mi smakuje i nie miałam większych problemów z jego pikantnością. Rzadko zdarzały się niewypały smakowe – jak pisałam, nie przepadam za słodyczami indyjskimi i dwukrotnie sparzyliśmy się (w sensie przenośnym 🙂 na kleikowych i bardzo słonych zupach z dużym dodatkiem skrobi (brrr). Najczęściej jedliśmy to, co na Zachodzie nazywa się curry, a więc najróżniejsze sosy; kilkakrotnie jedliśmy ryby i owoce morza, ale zostały pożarte bez uwiecznienia. Podróżowaliśmy w towarzystwie dwojga wegetarian i mięso jedliśmy raz: gdy kucharz na łódce w Kerali mimo próśb o dania bezmięsne, uszczęśliwił nas potrawką z kurczaka. Kucharz był także dość wrażliwy, więc z M staraliśmy się przebrnąć przez choć 1/4 porcji wieloosobowej (a stół poza tym tonął w jedzeniu). Kurczak niestety także nie doczekał się fotografii (co nie znaczy, że był niesmaczny). Z innych rzeczy, których nie jedliśmy, z powodów zdrowotnych, tj. chęci chronienia układów pokarmowych, były niestety surowe warzywa i owoce (te ostatnie w ostatnim tygodniu na Goa w małej ilości zaryzykowaliśmy). A niestety, bo warzywa i owoce w Indiach są wspaniałe i dla nas często bardzo egzotyczne (jak demonstrowałam na zdjęciach straganów).
Ad rem: zdjęcia z knajp, czyli najczęstsze dania i napoje:
Nasz ulubiony napitek, czyli masala tea – herbata gotowana z mlekiem, przyprawami korzennymi i (nie zawsze, ale taka lepsza) świeżym imbirem.
To zaś specjał z PN Kerali, tj. Kalpetty: chira puttu. Bardzo sugestywnie 🙂 wyglądające i smakujące idealnie… niczym babuchy z mąki ryżowej:
A tak wygląda czas na thali, czyli lunch (sfotografowałam jakiś instytut lub urząd z okna hotelu) składający się z niewielkich porcji różnych dań (trochę na zasadzie bufetu), nakładanych zazwyczaj na metalowe tace, jak widać: