Zrób to sam na poziomie nabiału: robimy jogurt. Miałam od jakiegoś czasu ochotę spróbować, głównie po to, by zobaczyć, czy się uda (mam coś z małego chemika – ciekawe, że nie widać tego po mojej karierze akademickiej). Jeśli chodzi natomiast o jogurt, zaczęłam od przepisu dla idiotów Jamie’ego Olivera. Polegał na zagotowaniu mleka pełnego, ostudzeniu do temp. ciała, dodaniu 0,5 l. jogurtu, zamieszaniu, przykryciu, odstawieniu – i po 6-8 h mamy jogurt. Proporcje mleka do jogurtu są takie, że nie sposób, by nie wyszło. Drugi raz spróbowałam nieco inaczej…
1 litr mleka pasteryzowanego (ale nie UHT!) zagotować z (opcjonalnie) 1/3 szklanki (80 ml) mleka w proszku, ostudzić do temp. ciała (co potrwa ok. 30 min), dodać 1/2 szklanki (120 ml – i jak sprawdziłam z wagą, także 120 gr) gęstego jogurtu, np. bałkańskiego/greckieg. Wymieszać, zakryć, owinąć w koc, odstawić na 6-8 h. Jeśli w mieszkaniu jest zimno, umieścić koło źródła ciepła. Przechowywać w lodówce do (podobno) 2 tygodni.
Osobiście jestem bardziej zadowolona z wersji nr 2 – jest gęstsza, bardziej treściwa i kremowa, ale mleko w proszku zmienia smak i M twierdził, że wolał wersję "dla idiotów". Będę próbować dalej. A poniżej jogurt w towarzystwie muffinek.