Wystawa "Świat Kresów"

Wystawa "Świat Kresów"W Warszawie trwa (do końca sierpnia) zorganizowana przez Dom Spotkań z Historią wystawa „Świat Kresów”. Składają się na nią zbiory kolekcjonera Tomasza Kuby Kozłowskiego – nie tylko zdjęć, ale także druków, pocztówek, przedmiotów użytku codziennego. Wszystkie są związane z nieistniejącym już światem tzw. Kresów Wschodnich i, w formie kolekcji, pomagają nam odtworzyć obraz tamtej rzeczywistości i minionych czasów.

Część wystawy mieści się w skwerze na rogu ul. Krakowskie Przedmieście i Karowej. Są to plansze ze zdjęciami przedstawiającymi życie codziennie na Polasiu, Podolu, Ukrainie i Litwie najczęściej w pierwszych 30-40 latach XX w. Wiele zdjęć odnosi się do zajęć gospodarczych, związanych z kulinariami na wsi: grzybobranie (patrz: zdjęcie na lewo), wykopki ziemniaków, łowienie ryb czy wyrób sera. Świat dworków i dworów, o którym niedawno czytałam, reprezentują sielskie zdjęcia, jak to ganku z białymi kolumienkami, z paroma psami (ogarami) na trawniku i… kotem na daszku ganku 🙂 Znalazło się także zdjęcie (poniżej) lamusa, czyli wolno stojącego spichlerza, o którym czytałam także w książce W. Baraniewskiego.

Wystawa "Świat Kresów"

Druga część wystawy, mieszcząca się w Domu Spotkań z Historią na ul. Karowej 20, zawiera poza zdjęciami, inne pamiątki, m. in. butelki po piwie („Sakura”) czy likierach. Wewnątrz znajduje się także moje ulubione zdjęcie, którego nie udało mi się sfotografować w zadowalający sposób, więc zachęcam do odwiedzenia Karowej osobiście: kilka młodych dziewczyn, wygłupiających się w letni dzień, przebranych w męskie spodnie ściśnięte paskami i białe podkoszulki, pozujących pod drzewem, dwie z zatkniętymi w kąciki ust papierosami. Kim były i co się z nimi stało…?

Wystawa "Świat Kresów"

Wystawa jest ciekawa, a zorganizowanie większej części  w skwerze przy jednej z głównych ulic historycznej części miasta dobrym pomysłem na przyciągnięcie odwiedzających. Szkoda jednak, że organizatorzy nie pomyśleli o przygotowaniu angielskich podpisów i opisów zdjęć – zwłaszcza, że przeważająca część zwiedzających w tym samym czasie, co ja, było cudzoziemcami i, podejrzewam, mieli niewielkie pojęcie o tym, na co patrzą.