Patent na taką herbatę wyczytałam chyba rok temu na Galerii Potraw. Rzecz jest prosta, szybka, łatwa i – oczywiście – smaczna, zwłaszcza zdaniem M, więc w lecie często u nas gości.
Na ok. litr wody (jeśli wleje nam się trochę więcej, nic nie szkodzi), najlepiej źródlanej, potrzebujemy 5 łyżeczek dowolnej herbaty. Najczęściej robię z czarnej, lub mieszam różne czarne; w widocznej na lewo była łyżeczka zielonej aromatyzowanej z różą (stąd widoczny pączek na wierzchu) i można użyć, czego się chce lub co kto lubi: rooibos, herbata biała, pu-erh… Zalewamy herbatę wodą w dzbanku, dosładzamy (tyle łyżeczek cukru, co herbaty, lub tyle samo słodzików – napój będzie mało słodki, jeśli lubicie słodką herbatę, dodajcie więcej cukru). Dodajemy sok z cytryny (z ok. 1/4 cytryny, lub dowolnie), mieszamy, zakrywamy i wstawiamy do lodówki na noc (albo conajmniej 8-10 h). Po upływie tego czasu odcedzamy fusy (nie zawsze wychodzi to idealnie, jak widać na zdjęciu u góry, ale…), herbatę przelewamy do dzbanka.
Dalej chyba wiecie, co robić 🙂