Tak jak niektórzy mają tendencje do układania z dań ozdobnych, małych kopczyków (patrz Jamie Oliver, ale obwiniam to jego edukację restauracyjną), tak ja mam słabość do dań warstwowych. Może to zamiłowanie do kanapek dochodzi do głosu…? Tak czy inaczej, dzisiaj stworzyłam coś podchodzące pod sałatkę warstwową na obiad 1 osobowy (tj. dla mnie), z udziałem mojego ulubionego warzywa: bakłażana.
1 średniego bakłażana tniemy wzdłuż na dość cienkie plastry, smarujemy oliwą. Nagrzewamy grill lub patelnię grillową, grillujemy plastry po kilka minut na stronę; na 1 talerz potrzebujemy ok. 4-5 plastrów, które rozkładamy obok siebie (jeśli nie zużyjemy całego bakłażana, zimne plastry grillowane są wspaniałe do kanapek – pobyt w Rzymie zdecydowanie mnie uzależnił!). Gdy bakłażan się grilluje, gotujemy wodę i zalewamy nią ok. 4 łyżek kuskusu ze szczyptą soli, zakrywamy (wody tyle, by przykryć kaszkę). Bierzemy garść ziół: u mnie bazylia, cząber (który wreszcie mi wyrósł), pietruszka i szczypior, kroimy, wrzucamy do moździerza, ucieramy na pastę ze szczyptą grubej soli, odrobiną oliwy i 1 małym ząbkiem czosnku (uzyskując coś a la salsa verde). Pastą smarujemy plastry bakłażana, na to kładziemy kuskus, który w międzyczasie powinien był wchłonąć wodę. Całość posypujemy ostrym/słonym serem, np. fetą, szopskim, bryndzą czy, jak u mnie, korycińskim z czubrycą. Zostało zjedzone jako lekki obiad 1 osobowy lub jako przystawka dla 2-4 osób.
To kolejne zastosowanie dla sera korycińskiego, który kupiłam tu, i o którym szerzej pisała niedawno Negresca.
PS. Niestety, nalewka rabarbarowa okazała się być nieudanym eksperymentem. To, że wyszła mocna, możemy dyskutować, czy jest negatywne, ale przede wszystkim rabarbar okazuje się nie mieć aromatu i walorów smakowych czarnej porzeczki czy dobrych, kwaśnych wiśni by zamaskować smak i zapach alkoholu. Na szczęście wyszło mało, i to, co wyszło, zostało umieszczone w zamrażarce, w nadziei, że zmrożone będzie lepsze. Hm…