Przyznam się, że pierogi nie należą do moich ulubionych potraw. Podobnie jak wszelkie kluski, pyzy, kołduny, cepeliny i inne, wydawały mi się zawsze zbyt mdłe, i z niewłaściwymi proporcjami ciasto: farsz (zbyt dużo pierwszego, za mało drugiego), ale też pierogów domowych dawno nie miałam okazji próbować.
Motywacją dla debiutu był fakt – może śmieszny przy obecnych letnich temperaturach – że prawdopodobnie będziemy w tym roku urządzać u siebie Wigilię, a chętnych do robienia pierogów od kilku lat brak. Postawiłam sobie za punkt honoru opanowanie sztuki pierogowania najlepiej sporo przed grudniem, by mieć czas na trening, bo lepienie pierogów wydawało mi się bardzo żmudną, trudną i nieprzyjemną czynnością. Nic bardziej mylnego.
Objawieniem w przypadku obu – technicznych i smakowych – pierogowych wątpliwości okazał się patent Fettini, która w wątku na Galerii Potraw podała przepis na ciasto pierogowe z maślanką. Rzecz jest tak prosta, jak konstrukcja cepa: 0,5 kg mąki do ok. 400-500 ml maślanki. Maślankę najlepiej lać stopniowo wyrabiając ciasto, do momentu aż uzyskamy elastyczną, lekko lepiącą się, jednolitą masę. Ciasto wałkujemy na dobrze omączonym blacie, podsypując mąką, tak cienko jak się da; ciasto nie wałkowane owijamy w folię i ew. umieszczamy w lodówce, bo wysycha. W wycinane pierogi nakładamy łyżeczkę farszu, zlepiamy, gotowe pierogi wrzucamy na wrzątek i gotujemy ok. 2-3 minut. Z 500 g mąki wychodzi ok. 80-100 pierogów.
Propozycja farszu (inspirowana przepisem Jamie’ego Olivera na farsz do ravioli), na ok. 35 pierogów: 250 g ricotty, niewielka garść świeżo startego parmezanu, 200 g szpinaku obranego z łodyżek, sparzonego wrzątkie, dobrze odciśniętego i posiekanego, ok. 8 porwanych listków bazylli – całość wymieszać, doprawić do smaku solą (nie przesadzać, parmezan jest słony) i pieprzem. Gotowe pierogi z ww. farszem polewać masłem szałwiowym (do stopionych ok. 2-3 łyżek gorącego masła wrzucić ok.8-10 listków szałwii, chwilę podgrzać, aż liście zaczną się przypiekać, zdjąć z ognia, odstawić na chwilę).
Pierogi z ww. ciasta wychodzą delikatne, cieniutkie, pełne farszu, a nie rozpadające się w gotowaniu. Zrobiłam najpierw porcję z 250 g mąki, po czym jak się wygadałam, że w zamrażarce są jagody, trzeba było szybko dorobić ciasto. Wersję jagodową nadziewaliśmy łyżeczką owoców, gotowaliśmy jw. i dopiero na talerzu indywidualnie posypywaliśmy cukrem i polewaliśmy śmietanką. Obie wersje pyszne, choć widoczna na zdjęciu ricotta-szpinak z masłem szałwiowym podbiła moje serce. Takie pierogi zdecydowanie lubię. Takie powinny być zawsze.
PS. Okazało się, że lepienie pierogów to fajna zabawa towarzyska – skoro są imprezy pt. „robimy sushi”, czemu nie „pierogujemy”?