Czy jest u Was w domu zwyczaj ciągnięcia się nawzajem za ucho, gdy pierwszy raz w danym roku jecie sezonowe owoce czy warzywa? U mnie tak – więc od wiosny do końca lata ciągamy się dość często :).
Przy botwinie ciągaliśmy się jakiś czas temu, kiedy wprosiłam się do Mamy na botwinę w formie tzw. jarzynki, tj. duszoną na ciepło. Na chłodnik nie zdążyłam się wprosić, bo wyjechała na wakacje. Rada nie rada, chłodnik musiałam zrobić sama.
Składniki: pęczek młodej botwiny, kwasek cytrynowy lub cytryna, koperek, szczypior/cebula dymka, dowolne: jogurt/kefir/maślanka/zsiadłe mleko – w ilości ok. 800-900 g, sól, pieprz. Do podania: jajko na twardo
Botwinę myjemy, obieramy buraczki, kroimy całość (tj. liście, łodygi, buraczki – cały pęczek) w kostkę, gotujemy w niewielkiej ilości osolonej wody z dodatkiem szczypty kwasku cytrynowego lub odrobiną soku z cytryny ok. 20 minut, albo aż buraczki zmiękną. Odstawiamy na bok, lekko studzimy. Do garnka wlewamy kefir/maślankę itp., dodajemy posiekany koperek w ilościach zgodnych z upodobaniami i szczypior/dymkę jw., następnie dodajemy botwinę. Jeśli jogurt itd. jest gęsty, można się nie bawić w odcedzanie i wlać całą botwinę wraz z płynem, w którym się gotowała, jeśli rzadki – można odcedzić jarzyny łyżką cedzakową, a płyn dodać w razie potrzeby. Zamieszać, doprawić do smaku, schłodzić co najmniej kilka h (ja przygotowałam poprzedniego dnia wieczorem). Normalnie nie nalegam na to, ale tu uważam, że jajko na twardo, chociaż połówka na głowę, umieszczona w misce przed nalaniem chłodniku, jest koniecznym dodatkiem.
Chłodnik z botwiny jak na debiut wyszedł całkiem udany – mogłam pochwalić się Rodzicielce 😉
PS. Poniżej wersja 2011 – ze świeżą kolendrą:
… oraz 2013: