Obiecywałam, że pokażę, co zrobić z resztkami babcinego chleba świątecznego …? Otóż to: pudding chlebowy. Całkiem adekwatnie, bo też „babciny”. Rany, jak ja to uwielbiam. Robiłam wielokrotnie, zawsze wg. przepisu z Nigella gryzie. No, powiedzmy, że wg. przepisu, bo robię z 1/3 lub 1/2 składników sosu, bo to to, co Ptasie lubią najbardziej, a chleba tyle, ile mi pasuje, przy czym najlepsza jest chałka lub coś typu ciasto drożdżowe. Przy składnikach sosu zdarzało mi się też oszukiwać i kombinować, o czym niżej. Tu znajduje się oryginał przepisu, a tu – wersja nieco zmodyfikowana Szellki w wykonaniu Dorotuś. Poniżej mój wariant:
Przygotowujemy rodzynki (ok. łyżki na łebka, lub zgodnie z upodobaniami) – zalewamy gorącą wodą i/lub rumem, odstawiamy. Jeszcze lepszym pomysłem jest zawczasu zapełnienie małego słoika rodzynkami i zalanie ich alkoholem, tak, by mieć nasączone rodzynki zawsze na podorędziu (ja tak niedawno zrobiłam). Przygotowujemy parę kromek czerstwej chałki, pieczywa maślanego lub babki drożdżowej (ew. może być inne czerstwe pieczywo, ale ww. najlepsze). Na 2-3 porcje puddingu proponuję zrobić od 2 do 3 „kanapek”, czyli potrzebujemy 4-6 kromek. Każdą kromkę smarujemy masłem a następnie ulubionym dżemem (w oryginale jest imbirowy, i rzeczywiście, w tym puddingu nawet pasuje, ale imho najlepszy jest pomarańczowy lub jakiś kwaskowy), składamy, umieszczamy dość ściśle w wysmarowanym masłem naczyniu żaroodpornym; można zrobić 2-3 indywidualne puddingi w ramekinach lub podobnych małych foremkach. Rozrzucamy namoczone rodzynki na chlebie. Przygotowujemy sos: roztrzepujemy całe jajo z 2 żółtkami, 250 ml śmietanki kremówki i 100 ml mleka (wg. oryginału tłustego, u mnie zawsze chude, bo takie mam normalnie w domu) oraz 1 łyżką cukru. Moje kombinacje: zdarzało mi się dodać tylko 1 jajo i 1 żółtko, używam często 200 ml kremówki i 150 ml mleka, albo część kremówki zastępowałam śmietanką chudszą (18%) i było ok. Nie działa jedynie użycie samego tłustego mleka zamiast śmietany i mleka, jak Nigella twierdzi, że robiła jej babcia – mi wszystko się pięknie ścięło, tak, że trochę kremówki musi być. Zalewamy chleb sosem, odstawiamy na 10 min (lub dłużej, wtedy umieśćmy chleb w lodówce), nagrzewamy piekarnik do 180 st. Przed pieczeniem smarujemy lekko wystające kawałki chleba masłem, posypujemy szczodrze demerarą (lub zwykłym cukrem) i oprószamy imbirem lub cynamonem. Pieczemy ok. 45 minut, przed jedzeniem odstawiamy do lekkiego przestudzenia – ja lubię jeść po ok. 30 minutach, małżowinka – po conajmniej godzinie lub w ogóle na zimno. Zresztą, ja na zimno też nie pogardzę…
To jest właśnie comfort food…