La vie en rose
Senne, upalne popołudnie. Siedzimy na tarasie, grzejąc na słońcu bose stopy, łokcie i inne części ciała niemieszczące się w cieniu parasola. Wokół brzęczą owady, ćwierkają ptaki, żaby rechoczą przy stawie. Można udawać, że jest się w Prowansji. Jakiż lepszy napój w takich okolicznościach przyrody niż schłodzone wytrawne wino rosé…? Peter Mayle z pewnością by wyraził aprobatę.

PS. To chyba będzie na tyle, jeśli chodzi o pisanie z działki – połączenie się z Bloxem i ładowanie zdjęcia zajęło mi tyle czasu, że… już chyba skupię się przez najbliższe parę dni na gromadzeniu materiałów. Szczególnie, że pogoda od wczoraj z maju w Prowansji zmieniła się w kwiecień na Mazurach, tj. wieje i popaduje…