Retsina

Nalewamy schłodzone wino do kieliszka, upijamy i… czujemy smak wakacji. Grecji. Lata.

Od razu się przyznam: nie jestem dziewczyną spod znaku białego wina, a zdecydowanie spod znaku wina czerwonego wytrawnego, najlepiej cięższego, pełnego w smaku. Jednak, gdy pora roku zmienia się na cieplejszą, zaczynam także kierować myśli ku winu rosé, białemu mocno wytrawnemu i właśnie retsinie.

Oczywiście, dużą rolę gra tu sentyment. A jak może być inaczej, jeśli pierwszy raz to wino piłam w lipcu 2001, na promie z Pireusu na wyspę Syros, pierwszego dnia wyczekiwanych wakacji z plecakiem po Cykladach? Retsina była ciepła, nalana do tego, co było pod ręką, czyli kubków turystycznych, wyciągniętych z plecaków, do tego były chlebki pita i jogurt grecki z supermarketu, wokół przyjaciele, śmiech, słońce zachodzące nad Atenami, portem i nami.

Takie pierwsze rendez vous z retsiną wystarczy do zakochania się. Nie jest to wino dla każdego, i moi rodzice dość grzecznie, ale stanowczo odepchnęli od siebie kieliszki w greckiej restauracji. Ja osobiście uważam, że im bardziej żywiczna, tym lepiej. Widoczna na zdjęciu jest taka sama, jak na zdjęciu w Wikipedii z powyższego linku: Kourtaki. W Grecji wino kosztuje grosze (i często występuje w przyjemnych małych butelkach a la piwnych z kapslem), w W-wie wszystkie marki kilka razy tyle, co na miejscu, ale wciąż są to kwoty kilkanaście zł-20+ maksymalnie.

A więc – za Grecję. I miłej soboty.