Albo „Curry in a hurry” z Nigella Express. Szybkie, łatwe i bardzo smaczne, i M, który klimaty tajskie przyjmuje z mieszanymi uczuciami, zaaprobował bez problemu. Oryginalny przepis znajduje się tu, poniżej moje tłumaczenie (proporcje dla 6 osób, ja tradycyjnie robiłam z 1/2 porcji):
Składniki: 2 x 15ml łyżki oleju do woka (użyłam sezamowego), 3 x 15ml łyżki posiekanej dymki, 3-4 x 15ml łyżki zielonej pasty curry, 1kg filetów z nogi kurczaka (użyłam piersi, jako, że w PL nie ma odfiletowanych nóg, a sama nie mam zamiaru się męczyć, zwłaszcza, że w przeciwieństwie do Nigelli, lubię białe mięso), pokrojone na paski 4cm x 2cm, 1 x 400ml puszka mleka kokosowego, 250ml bulionu warzywnego/drobiowego, 1 x 15ml łyżka sosu rybnego, 185g mrożonego groszku, 200g mrożonej soi (użyłam bobu), 150g mrożonej fasolki szparagowej, 3 x 15ml świeżej posiekanej kolendry (ostatecznie pietruszki, choć smak oczywiście inny).
Rozgrzać olej w rondlu z pokrywką, wrzucić dymkę, gotować 1-2 minuty, dodać pastę curry. Wrzucić kurczaka i przesmażyć przez 2 minuty (u mnie parę min dłużej, po 2 był jeszcze mocno surowy), dodać mleko kokosowe, 250 ml bulionu, sos rybny, mrożony groszek i soję (bób). Gotować 10 minut, dodać fasolkę i gotować kolejne 3-5 minut. Podawać z ryżem (najlepiej jaśminowym) lub makaronem chińskim, limonkami do doprawienia i posypać kolendrą (pietruszką).
Jeśli planujemy przechować resztki, trzeba pamiętać, że ryż w towarzystwie curry wchłonie cały płyn i powstanie coś na kształt risotto. M to zupełnie nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie – curry-risotto nie udało mi się nawet spróbować.