Rogaliki drożdżowe Basi z Idy Sierpniowej

Gdy byłam mała i jechaliśmy z rodzicami na wakacje, bardzo często także z moją ciocią i bratem ciotecznym, moja św. p. babcia po kądzieli przygotowywała nam dwie papierowe torby z rogalikami drożdżowymi. Jedna torba zawierała rogaliki z dżemem, druga – z twarożkiem. Pierwsza opróżniała się błyskawicznie i stanowiła częsty przedmiot kłótni lub przepychanek. Babcia nie miała (jak sądzę) cierpliwości do lepienia i wypiekania rogalików, więc robiła je tylko raz do roku, właśnie na podróż, przez co wypiek wydawał się jeszcze bardziej atrakcyjny.

Kiedy parę miesięcy temu przemogłam się – skutecznie – jeśli chodzi o pieczenie z drożdżami, jako drugi przepis wypróbowałam właśnie ten na rogaliki, i stał się on moim ulubionym z Łasucha Literackiego M. Musierowicz. Autorka przytacza go jako dzieło rąk Basi, gospodyni pana Paszkieta z Idy sierpniowej. Cały anegdotyczny przepis można przeczytać w wątku na Galerii Potraw, ja podaję wersję bez upiększeń. Do tej pory robiłam zawsze z 1/2 przepisu, który wówczas daje ok. 1,5 blachy rogalików (ok. 22 szt.)

Do szklanki letniego mleka wrzucić 5 dkg drożdży roztarte z łyżeczką cukru, zasypać łyżką mąki, odstawić do wyrośnięcia. Roztopić 1/2 kostki masła (u mnie) lub margaryny, odstawić do wystudzenia. Do 70 dkg przesianej mąki dodać 3/4 szkl. cukru, szczyptę soli, cukier wanili(n)owy (bardzo nieprecyzyjne określenie; podejrzewam, że chodzi o małe opakowanie cukru; można dodać ok. łyżki – dwóch cukru waniliowego własnej roboty, jak u Dorotus), 2 żółtka, 1 całe jajo. Wlewamy rozczyn, masło, wyrabiamy na gładkie ciasto, odstawiamy do wyrośnięcia. Uwaga: ciasto bardzo nie rośnie. Zwiększa objętość, ale nie wstrząsająco. Można także zastosować metodę zimną/nocną – wyrobić wieczorem i zamiast zostawić 1-2 h do rośnięcia w cieple, wsadzić w natłuszczonej/wysypanej mąką i przykrytej misce do lodówki i działać dalej następnego dnia. Ciasto po lodówce może początkowo wydawać się twardawe, ale pod ręką mięknie i wałkuje się wspaniale i nie klei się.

Po podrośnięciu w cieple lub po nocy w lodówce ciasto lekko ugniatamy ręką, dzielimy na części i wałkujemy najlepiej w koła, które następnie dzielimy na trójkąty. Na każdy trójkąt nakładamy odrobinę dżemu (najlepiej nie bardzo płynnego i kwaskowatego, np. agrestowego) w dłuższym rogu i zwijamy właśnie od tego dłuższego rogu w rogalik. Część rogalików tym razem zrobiłam z resztką mincemeat, wyszły słodsze, ale całkiem przyjemne. Rogaliki układamy na blachach wyłożonych pergaminem, zostawiamy ok. 30 min do napuszenia, smarujemy roztrzepanym jajem/żółtkiem/białkiem i pieczemy ok. 15-20 min w 180 st. Moim zdaniem najlepsze w kilkanaście minut po wyjęciu z piekarnika.

Rogaliki drożdżowe Basi z Idy Sierpniowej