Chyba czas przedstawić kogoś bardzo ważnego w moim życiu: Bicę. Zawsze chciałam mieć kota – rodzice się nie zgadzali, potem mieliśmy psa, a potem M. okazał się być alergikiem… Jednak mimo jego alergii (oczywiście, nie bardzo silnej) spróbowaliśmy i okazało się, że nie jest źle. Ba, wręcz wyrósł mi pod nosem niezły kociarz.

Tu można zobaczyć, jak Bica wyglądała, gdy była młodsza, poniżej jedno z nowszych zdjęć.

Oto Bica

Bica to mała czarna kawa (typu espresso) po portugalsku. Nasza Bica ma ponad 3 lata, jada wyłącznie tuńczyka i, na szczęście, prawie każdą suchą karmę, uwielbia biegać na dworze (co robi tylko podczas naszych wyjazdów na Mazury; w W-wie mieszkamy w bloku na 6 piętrze) i kocha najbardziej swojego Pana (choć to Pani ją najbardziej kocha – nie ma sprawiedliwości na tym świecie). Od wczoraj próbuje wspinać się na choinkę (swoją pierwszą w życiu, 3 lata temu, zdewastowała zupełnie) i ściągać ozdoby z Ikei, które nazywamy "laleczkami voodoo":

Oto Bica

Laleczki prędzej czy później kończą jak Ofelia ew. Wanda, co nie chciała Niemca: toną. Tylko, że w kociej miseczce.

To by było na tyle, jeśli chodzi o koci wkład w atmosferę świąteczną.