Lato się skończyło, zaczęły przymrozki, wiatr, opadające liście i wcześnie zapadający zmrok. Dzisiejszy wpis na dodatki do dań jest może minimalnie spóźniony, choć wszystkie przepisy można jeszcze zrealizować – sezon na pomidory i cukinie co prawda się pomału kończy, ale jeszcze całkiem nie przeminął, a na kalafiora jak najbardziej trwa. Jednocześnie jest to metoda, by – jeśli nie jesteście jeszcze gotowi na dynie 😉 – zachować trochę lata na talerzu.
Cukinia na zimno, doprawiona na kwaśno, to wspomnienie pobytu na Amalfi; wspominałam o zucchine alla caprese z lokalnego supermarketu, a przypomniało mi o niej zdjęcie Rachel Roddy. Okazało się, że nazwa właściwa to zucchine alla scapece. Poniżej moja wersja, na oko/czuja/mgliste wspomnienia sprzed kilku miesięcy ;).
Składniki:
- jedna większa/1,5 mniejszej cukinii
- łagodny ocet, np. jabłkowy – ok. dwóch łyżek
- sól, chilli w płatkach lub świeże
- 2 ząbki czosnku
- garść świeżej mięty
- oliwa do smażenia
Cukinię pokroić w poprzek na dość cienkie, ale nie papierowe plastry. Osobno wymieszać w płytkiej misce/salaterce ocet z hojną szczyptą soli, czosnkiem (każdy ząbek tylko podzielony na ½ – ważne) oraz chilli: ilość do smaku. Osobiście wzięłabym np. ½ posiekanej małej papryczki z pestkami, ale ponieważ cukinia miała być dla gości, stanęło na ok. ½ łyżeczki takiej średnio ostrej w płatkach. Cukinię przesmażyć partiami na średnim ogniu (do zezłocenia z obu stron) na oliwie, gorącą wrzucać do octu. Całość wymieszać, dodać porwaną miętę (niewielką ilość można zostawić do dekoracji), jeszcze raz wymieszać i odstawić do wystudzenia i tzw. przegryzienia na kilka h (a co najmniej godzinę). Po wystudzeniu sprawdzić doprawienie – prawdopodobnie będzie potrzebna dodatkowa sól. Przed samym jedzeniem usunąć czosnek, cukinię ponownie wymieszać i jeszcze raz ew. doprawić wg uznania. Danie można jeść jako dodatek lub przystawkę, można też użyć do przełożenia kanapek.
Mięta przyda się także jako towarzystwo do pomidora. Bo że się łączy z bazylią wiemy, i z cebulą wiemy, ale mięta? Burak? Nie wiem, czy wcześniej zdarzyło mi się to tak połączyć (na zimno, bo na ciepło owszem, choćby w tym makaronie, lub w wielu zupach), okazało się jednak, że połączenie działa. Pasuje w moim odczuciu zwłaszcza do pieczonych/grillowanych (także z patelni) dań.
Składniki:
- 1 hiper duży pomidor (typu bawole serce, ew. dwa średnie),
- 1 średni upieczony burak,
- drobno posiekana cebula (1 mała sztuka),
- łagodny ocet np. jabłkowy,
- mięta (garść),
- odrobina oliwy/dobrego oleju np. rzepakowego
- sól/pieprz
Pomidora posiekać i najlepiej kilka minut osączyć z nadmiaru soku na sitku (sok później wypić lub wykorzystać do sosu/zupy). Cebulę po posiekaniu umieścić w misce i skropić octem, odstawić na czas osączania pomidora. Pomidora już bez soku wymieszać z cebulą, burakiem pokrojonym w kostkę i porwaną miętą. Skropić całość oliwą, wymieszać, doprawić do smaku. Odstawić na co najmniej 15 minut przed jedzeniem. Przed podaniem ponownie wymieszać i sprawdzić doprawienie.
A gdzie kalafior? Może pamiętacie kotleciki z kalafiora, zainspirowane przepisem w Kotle – tam znalazłam także przepis na puree z tego warzywa, a warto wyjaśnić, że jakoś w zeszłym roku kilka razy próbowałam stworzyć puree, które by mnie pod każdym względem zadowalało. Poddałam się chyba przy trzeciej próbie, ale o pomyśle nie zapomniałam. No i na str. 30 pisma znalazłam przepis-matkę… czy też bazę do dalszego „rzeźbienia”, bo co nieco od razu zmieniłam ;).
Składniki:
- ok. 750g kalafiora (waga po pokrojeniu)
- 200g śmietany 18%, niewarzącej się
- 2-3 łyżki masła
- ząbek czosnku, b. drobno posiekany
- gałka muszkatołowa, sól, pieprz
Kalafiora podzielić na różyczki, łodygi posiekać (a twardy głąb usunąć i ew. użyć w zupie). Masło rozpuścić w rondlu, dodać czosnek, wymieszać, po chwili dodać kalafiora. Krótko przesmażyć, dodać śmietanę, oprószyć całość solą, pieprzem i świeżo startą gałką (ok. 10-15 przeciągnięć po tarce). Skręcić ogień na mały, przykryć naczynie i dusić aż kalafior będzie zupełnie miękki (ok. 15-20 minut). Zmiksować na gładko w malakserze lub blenderem ręcznym, sprawdzić doprawienie i podawać od razu.
A jak podawać i z czym? Poza oczywistościami, tj. że jako zamiennik węglowodanu do choćby ryby czy pieczonego kurczaka, można skompilować taką trochę szaloną sałatkę.
Składniki (2 sztuki):
- porcja puree kalafiorowego jw.
- duży upieczony burak
- dobry, gęsty ocet balsamiczny
- 1-2 łyżki posiekanej dymki lub szczypioru
- kilka płatów śledzi (matjasów lub podobnych)
- garść lubczyku
- dobry olej rzepakowy/z lnianki (rydzyka)
Zacząć od pokrojenia buraka, posolenia go i skropienia balsamico. Puree rozłożyć między dwa głębsze talerze, posypać szczypiorkiem. Na wierzchu rozłożyć buraki. Na burakach umieścić śledzie, pokrojone na kawałki „na kęs”; całość posypać lubczykiem i minimalnie skropić olejem. Podawać od razu.