Chlebek daktylowo-bananowy

Swoją historię z chlebkiem bananowym (ciągnącą się od ponad 30 lat), opisałam TU – choć częściej obecnie piekę z drugiego przepisu. Niemniej, to wypiek, który wydaje mi się tak i prosty, i oczywisty (skoro istnieje w mojej świadomości/spiżarni tyle lat), że z zaskoczeniem przyjęłam niedawną nieufną reakcję rodziny M: „Chlebek…? Bananowy…?” i, po jakimś czasie, z zadowoleniem lub ulgą: „O, nie smakuje bananami!” (co jest prawdą, jeśli do przepisu Sophie Dahl da się góra dwa owoce ;).

Przyznaję, że zbyt wiele w bazowym przepisie nie zmieniam (no, raz dodałam czekoladę, czasem dorzucam też skórkę pomarańczową), więc podesłany przez znajomą Alex przepis na „chlebek luks” Ottolenghiego (z książki Sweetteraz waham się nad zakupem) mnie zaciekawił. To właściwie chlebek daktylowo-bananowy; w smaku czuć wyraźnie ten pierwszy składnik. Daktyle muszą być świeże i miękkie, ale upewnijcie się, czy nie zawierają syropu glukozowo-fruktozowego (PO CO go w ogóle dodawać?!) – te, które leżą na stoisku z warzywami w moim supermarkecie były tak właśnie „wzbogacone”… Procedura jest tylko minimalnie bardziej skomplikowana (brudzi się trochę więcej naczyń), więc wciąż jest to bardzo, bardzo prosty wypiek (na poziomie nauczania początkowego ;). Oto wersja z moimi uwagami (m.in. uważam, że trzeba zacząć prace od podgrzania daktyli z masłem, bo stygną wcale nie błyskawicznie; użyłam mąki bez spulchniaczy, więc zwiększyłam ich ilość).

Chlebek daktylowo-bananowy

Składniki:

  • 60g orzechów włoskich (lub migdałów, niekoniecznie blanszowanych, lub mieszanka)
  • 200g miękkich daktyli bez pestek, z grubsza posiekanych
  • 200g drobnego brązowego cukru (jasny lub ciemny muscovado)
  • 60g masła
  • 180ml wody
  • 1 łyżeczka sody
  • ½ łyżeczki proszku do pieczenia
  • hojna szczypta mielonej wanilii (lub trochę ekstraktu z wanilii)
  • 1 duże jajo
  • 1 średni banan (ok. 120g)
  • 200g mąki pszennej (lub jasnej orkiszowej, lub mieszanka)
  • ¼ łyżeczki soli

Daktyle, masło, wodę i cukier umieścić w rondelku i podgrzewać na małym ogniu, aż masło stopnieje. Podkręcić ogień i całość zagotować, po czym zdjąć natychmiast z ognia. Przelać do miski, w której będziecie mieszać ciasto, i przestudzić do temp. pokojowej. W międzyczasie uprażyć orzechy na suchej patelni (lub przez 5 minut w piekarniku w 180 st. C), po chwili posiekać. Wymieszać ręcznie przestudzoną masę daktylową ze spulchniaczami, jajem, rozgniecionym bananem i wanilią, następnie dodać orzechy, mąkę i sól. Całość powinna być dokładnie połączona, ale – jak w przypadku muffinów – nie należy mieszać za długo. Przełożyć masę do długiej keksówki wyłożonej papierem do pieczenia lub natłuszczonej i wysypanej. Piec ok. 40 minut w 190 st. C. (termoobieg) lub do suchego patyczka. Studzić na kratce. Wg autora, jeść na ciepło lub zupełnie przestudzone, ale mnie smakowało dokładnie wystudzone, dopiero na drugi dzień (i później). Jak to z takimi wypiekami bywa, bardzo wolno się zsycha.