Na koniec sezonu: kiszone cytryny i limoncello

Jeśli wierzyć biuletynom internetowym ;), sezon na cytrusy np. sycylijskie właśnie się kończy. Uznałam to za dobry moment na pokazanie dwóch udanych przetworów, które zrobiłam z owoców kupionych w lutym – bo jeszcze zdążycie co nieco nastawić, ew. przyda się na jesieni. Tzn. oczywiście, wiem, że cytryny można kupić cały rok, jednak w przypadku przetworów, gdzie za całe clou robi skórka, mam opory przed użyciem owoców wyjątkowo nieekologicznych*. Jeśli Wam to nie przeszkadza, radzę mimo wszystko bardzo dokładnie skórki sparzyć wrzątkiem i wytrzeć przed użyciem.

Limoncello pierwszy raz piłam wiele lat temu, podczas wesołego wieczoru w już nieistniejącym stołecznym pubie (wówczas uważaliśmy, że świetnie łączy się z piwem, na zasadzie jedno piwo, jedna „limonka”, i tak w kółko. Nie polecam na dłuższą metę). Butelki likieru potem regularnie przywoziliśmy z włoskich wakacji na nartach, ew. prosiliśmy o nie innych urlopowiczów. Przez jakiś czas zasmakowałam też w mlecznym crema di limoncello/crema di limone, aż… z jakiegoś powodu (brak włoskich wakacji?) likier cytrynowy znikł z naszego domu, i to na całkiem długo. Posiadając jednak większą ilość cytryn, uznałam, że czas na wersję własną. Skorzystałam z przepisu Chillibite (która swoją drogą wydała właśnie książkę właśnie o przetworach) i po pierwsze, okazało się, że produkcja limoncello jest tak prosta i szybka, że nic tylko robić, po drugie, smak jest bardzo autentyczny. Po trzecie, już ponad ¼ nie ma ;).

Na koniec sezonu: kiszone cytryny i limoncello

Składniki (na 2 litry likieru):

  • 40g skórki startej z cytryny (uwagi nt. cytryn jw.)
  • 800g cukru
  • 1l. wody
  • 500ml spirytusu (uwaga, klasycznego 98%, nie słabszego)

Zetrzeć skórkę z cytryny, uważając, by była całkowicie bez albedo – można użyć tzw. zestera, mnie najłatwiej i najszybciej to poszło obieraczką do jarzyn, bo kawałki skórki mogą być duże. Zalać spirytusem, odstawić na 1,5 tygodnia w ciemne miejsce, co jakiś czas potrząsając słoikiem.

Cukier rozpuścić w wodzie na syrop, przestudzić, połączyć ze skórkami. Odstawić na kolejne 3-4 dni. Całość odcedzić, przefiltrować i przelać do czystych, wyparzonych butelek. Odstawić na co najmniej tydzień przed degustacją. Pić mocno schłodzone (u mnie z zamrażarki, może być ostatecznie lodówka, ale polecam jednak zmrożenie).

Na koniec sezonu: kiszone cytryny i limoncello

Marynowane cytryny były – te szybkie i te zwykłe. Kiszonych jednak nie robiłam, a to wersja zdecydowanie bardziej slow, niż dojrzewające w oliwie. Owoce siedzą w solance i tak samo, jak w przypadku naszych swojskich ogórków, trzeba im dać co najmniej 2 miesiące na fermentację. Przepis za książką kucharską Ducksoup (od londyńskiej restauracji, do której może, może wrócę za nie b. długi czas ;), z własnym dodatkiem ziołowym (autorzy proponują całe korzenie).

Składniki:

  • 1kg cytryn
  • 250g soli morskiej (można użyć też kamiennej niejodowanej, tzw. do przetworów, lub mieszanki)
  • ew. opcjonalne dodatki – kilka liści laurowych, gałązka rozmarynu (u mnie) lub tymianku, przyprawy korzenne typu kardamon

Cytryny trzeba naciąć na krzyż prawie do nasady, napakować soli, upchnąć w dużym słoju (ew. z jedną sztukę podzielić, jeśli nie da się ich ładnie zmieścić – najlepiej, żeby były ciasto ułożone, powinny się na styk zmieścić w litrowym). Dodać zioła jw., lub korzenie w całości. Zalać dokładnie przefiltrowaną wodą (lub przestudzoną przegotowaną), wstrząsnąć, sprawdzić, czy wciąż są zakryte wodą, i odstawić w ciemnym, chłodnym miejscu na 2-3 miesiące. Ważne, by wciąż były zakryte wodą – w litrowym nalanym do pełna powinno być ok. Co jakiś czas można ostrożnie (bo fermentują!) poruszyć słojem. Po otwarciu przechowywać w lodówce.

Z czym to jeść? Podobnie jak ww. marynowane cytryny – jako dodatek do wszelkich dań bliskowschodnich, ponadto b. pasują mi do najróżniejszych potraw rybnych, warzywnych oraz indyjskich. Uwaga, nie jest to łatwy dodatek: mój M może w małych ilościach i b. drobno posiekane, ja zaś podjadam cytryny solo podczas tego siekania ;). Oczywiście, jak wspominałam, śledzie cytrynowe mężowi zupełnie nie smakowały, więc nie powinnam może się dziwić. Miłośnicy kwaśnego powinni być jednak zachwyceni.

* Co mi przypomina zeszłoroczny komentarz sprzedawczyni na targu, gdy wybierałam morele ze skrzyni: „Takie mają brzydkie plamki, prawda? Jakieś niedopryskane muszą być”.

Na koniec sezonu: kiszone cytryny i limoncello