Budyń czekoladowy

Jak miałam jakieś 10-13 lat, w szufladzie kuchennej zawsze był żelazny zapas saszetek z budyniem i kisielem. Ponieważ z jednego opakowania wychodziły zasadniczo dwie porcje, budynie były zawsze beżowe (czyt. śmietankowe, waniliowe, karmelowe…), tzn. w smakach akceptowanych przez Mamę (zjadającą drugą porcję). Budyń najchętniej jadłam na ciepło, po góra półgodzinnym przestudzeniu, obowiązkowo polany konfiturą (wiśniową, żadną truskawkową). Że jednak taki na zimno też chętnie zjem, przekonałam się na kolonii, kiedy jako jedna z nielicznych osób nie wzgardziłam zupełnie wystudzonym budyniem pomarańczowym (podanym w obecnie ach-jakże-modnym kubku a la GS/bar mleczny), z grubą skórką na wierzchu.

A jednak smak budyniu czekoladowego z torebki też znam – zaplątał się kiedyś między beże? – i za nim nie tęskniłam, bo wydawał się bardziej jak bardzo mleczne kakao, niż czekolada. Nie tęskniłam, dopóki jakoś nie obiły mi się o oczy zdjęcia takiego domowego, mocno czekoladowego. Myślałam nad tematem parę dni, aż uznałam, że dopóki nie zrobię, nie będę miała spokoju. Bazowałam na tym przepisie (który w przyjemny a dość elastyczny sposób można zmodyfikować pod kątem różnych diet eliminacyjnych lub innych preferencji… ale czy rzeczywiście jest zdrowy ;)?), i tym razem wzięłam sobie do serca radę, że deser ma być podawany na zimno: przygotowałam go dzień wcześniej. Tak, ma skórkę, ale mam wrażenie, że to część uroku, bo skrywa ona miękki, mocno czekoladowy mus. Nie wiem, czy muszę dodawać, że robi się go tak prosto, że zupełnie nie wiem, czemu w życiu zjadłam tyle gotowców z torebki.

Składniki (4 porcje):

  • 2 szklanki dowolnego mleka
  • 1/8 łyżeczki soli (można użyć np. z dodatkiem wanilii)
  • 1/4 szklanki* jak najlepszego, przesianego ciemnego kakao
  • 1/4 szklanki cukru (u mnie ciemny muscovado, można też użyć np. syropu klonowego lub podobnego, choć smak oczywiście będzie wtedy inny)
  • 1/2 szkl. mleka jw. + 3 łyżki skrobi kukurydzianej lub ziemniaczanej
  • hojna szczypta mielonej wanilii (ew. trochę esencji)
  • ok. 50g dobrej ciemnej czekolady, połamanej na kawałki

Mleko podgrzać w rondelku z solą, kakao i cukrem, dokładnie wymieszać. Osobno dokładnie wymieszać skrobię z zimnym mlekiem. Dodać rozpuszczoną skrobię do podgrzanego mleka, całość zagotować. Gotować ok. 2 minut, stale i energicznie mieszając, żeby całość się nie przypaliła, skręcić ogień na mały i jeszcze chwilę gotować, aż masa nie zgęstnieje (z moich doświadczeń wynika, że ze skrobią kukurydzianą wszystko gęstnieje wolniej niż z ziemniaczaną). Zdjąć z ognia, szybko a dokładnie wmieszać wanilię i czekoladę. Przelać do 4 szklanek/innych naczyń, wystudzić. Przestudzony budyń schłodzić w lodówce przed podaniem.

* ok. 240ml

Budyń czekoladowy

Połamana czekolada nie jest, wg autorki, niezbędnym składnikiem, ale ja bym na nią nalegała – tyle, że o 1/2 mniej niż w oryginale. 50g wystarczy, by zamienić kakaowy budyń w wyraźnie czekoladowy deser. Ponadto w moim odczuciu dodatki nie są potrzebne, ale jeśli ktoś bardzo chce, może oczywiście dorzucić np. łyżkę mascarpone czy śmietankę. Ew. wiśnie z konfitury ;).

A to wszystko w ramach Czekoladowego Tygodnia Atiny.