Katarzynki

Katarzynki chodziły za mną od dawna. W dzieciństwie to były moje ulubione pierniczki: rzecz jasna ze sklepu, bo nikt się nie bawił w pieczenie takiego drobiazgu, i jeśli trafiłam w sklepie na takie bez polewy, szczęście było ogromne. Oczywiście zazwyczaj otwartą i w 1/2 zjedzoną paczkę gdzieś porzucałam, a wówczas pierniczki twardniały na kamień…

Wymyśliłam sobie, że upiekę je na Festiwal Pierniczków (patrz banner poniżej), ale brakowało czasu. Nie wiem, czy to palec losu, ale wczoraj rano po włączeniu komputera zobaczyłam… no właśnie niewiele zobaczyłam, poza komunikatem „nie znaleziono systemu operacyjnego”. Na szczęście problemy zaczęły się trochę wcześniej, więc zrobiłam kopię zapasową dysku (w przeciwnym razie pewnie nie pisałabym tu teraz, tylko leczyła załamanie nerwowe), ale że reinstalacja chwilę trwa, to cóż… upiekłam katarzynki :). Skorzystałam z przepisu z bloga Dorotuś, poniżej wersja z moimi uwagami. Schłodzenie ciasta wypadło w chwili, gdy musiałam chwilę poasystować w reinstalacji ;), ale moim zdaniem to dobry pomysł. O dziwo, można je jeść właściwie od razu po upieczeniu (jeśli ich nie przepieczecie i nie wykroicie za cienko). Wg M – „smak jak za Gierka” ;).

  • 20 dag miodu
  • 1 łyżeczka (kopiasta) dobrej jakościowo przyprawy do piernika
  • 1 łyżka kakao
  • 10 dag cukru pudru
  • 1 jajko
  • 40 dag mąki pszennej
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1-2 łyżki kwaśnej śmietany, lub tyle, ile potrzeba do zagniecenia ciasta

Do płynnego miodu dodać przyprawy korzenne, cukier, kakao dla koloru, jajko, potem mąkę z proszkiem do pieczenia. Wymieszać składniki na okruchy, trochę jak przy robieniu kruchego, i połączyć za pomocą śmietany (u Dorotuś śmietana była opcją, ale sądzę, że raczej bez niej się nie obejdzie, nawet przy dużym jajku). Zagnieść twarde ciasto, owinąć folią i schłodzić w lodówce ok. 15-30 minut (można i bez schładzania, ale łatwiej się wałkuje). Rozwałkować na grubość 5 mm – 1 cm (nie cieniej!) i wykrawać foremką* katarzynki. Posmarować je z wierzchu wodą (można po prostu palcami) i piec na natłuszczonej i wysypanej mąką blaszce około 12 -15 minut (nie spiec, bo będą zbyt twarde – ja piekłam 13 minut) w temperaturze 190ºC (termoobieg).

Katarzynki

* Co do tej foremki – wykroiłam ze 3 pierniki, popatrzyłam się nie, poszłam do internetu, przekopałam cały wór foremek i odkryłam, że moje katarzynki nie będą miały tyle krągłości, co trzeba. Innymi słowy, porządna katarzynka ma łącznie 6 wybrzuszeń, nie 2 x 2, jak u mnie. Cóż, to są katarzynki przedświąteczne, jeszcze nie utuczone ;).

Tym samym podpinam się pod:

Festiwal

PS. Owoce tradycyjnego towarzyskiego pierniczenia 2013 można obejrzeć TU.

PS2. Podsumowanie Korzennego trochę się opóźnia, ale już za kilka dni powinno się pojawić :).