Zielono mi

Siedzę i liczę: szparagi jadłam dwa razy, szpinak raz, kapustę dwa razy, szczaw raz… Myślę: „Za mało, wciąż jeszcze za mało”. Zaczęła się zielona (no, dobrze, zielono-różowa – rabarbar, botwina…) pora roku i jak na razie, nie zdążyłam się nią nasycić.

Jesienią zasadziłam – kępkami i pod drzewami, jak kazano – czosnek niedźwiedzi i już od paru tygodni z zainteresowaniem patrzyłam, jak kiełkuje. Gdyby ktoś się pytał, „skąd to wziąć” – dobiegły mnie słuchy, że już nie jest to towar tak egzotyczny, jak kiedyś (ja o nim chyba pierwszy raz usłyszałam oglądając film Monachium). Gdybyście jednak chcieli zrywać gdzie popadnie, doczytałam się, że roślina jest objęta w Polsce częściową ochroną gatunkową – więc warto się wcześniej upewnić, czy nie łamiecie prawa.

Dodawałam już pojedyncze liście czosnku do sałatek czy dań warzywnych, traktując je jak przerośnięty szczypiorek, wczoraj jednak wykorzystałam garść do utarcia pesto. Postępowałam analogicznie do tego z liści rzodkiewki (bazującego na bazyliowej klasyce). Lubię ucierać w moździerzu, dorzucając i dolewając nieliściaste składniki według potrzeb.

Pesto z czosnku niedźwiedziego

Składniki: pęczek (garść) czosnku niedźwiedziego, oliwa z oliwek, sok z cytryny, ok. łyżki startego parmezanu, jw. pestek słonecznika, sól

Czosnek lekko rozetrzeć w moździerzu, lekko podlać oliwą (na początek wystarczy ok. 1-1,5 łyżeczki, potem można dolać więcej wg potrzeb), dalej ucierać, dodać parmezan, słonecznika, ew. dodatkową oliwę, jeśli masa za sucha i kontynuować ucieranie. Doprawić cytryną i solą do smaku.

Co dalej z pesto, chyba nie muszę Wam tłumaczyć (choć przypomnę tylko o pewnych jajkach na twardo…). Dwie łyżeczki przydały mi się do doprawienia także zupy szczawiowej.

Zielono mi

Do tej pory jadłam zupę szczawiową nie w formie kremu, z pływającymi mniejszymi lub większymi liśćmi szczawiu. M przyniósł jednak z targu kilogramowy wór i oznajmił, że będzie inaczej. Wyszło ekspresowo (akurat i tak gotował się bulion, więc był gorący pod ręką) i zaskakująco smacznie.

Zupa szczawiowa

Składniki: 0,5-0,75kg (3-4 pęczki) szczawiu, ok. 750l dobrego bulionu (warzywnego lub drobiowego), sól, pieprz, masło, opcjonalnie do doprawienia: śmietana, jajo na twardo, pesto, sos bearneński

Szczaw dokładnie umyć, obrać z łodyżek. W rondlu rozpuścić łyżkę masła, poddusić liście, aż zmiękną i zmienią barwę na khaki (cytuję tu moją drugą połowę :). Zalać gorącym bulionem, zagotować, gotować na średnim ogniu 5 minut, aż szczaw całkiem zmięknie. Zdjąć z ognia, zmiksować na gładko, doprawić do smaku solą/pieprzem. Podawać od razu, albo odstawić i podgrzać przed podaniem. Podawać zaś można z łyżką śmietany; z jajem na twardo (w połówkach lub posiekanym); z łyżeczką lub dwiema (na talerz) powyższego pesto lub – bardzo polecam! – z dodatkiem sosu bearnaise.

Zielono mi

Skoro o sosie bearneńskim mowa, w weekend przerobiliśmy dwa pęczki zielonych szparagów. Jeden pęczek – właśnie pieczony i z bearnaiserobił za obiadowy dodatek do powyższej zupy. Drugi poczekał na niedzielne śniadanie – został także upieczony, ale tym razem podałam go z dodatkiem parmezanu i jajka w koszulce. Prawdziwie świąteczny początek dnia – polecam i zastanawiam się, jakie zielone (lub różowe) będzie teraz na tapecie, i w jakiej postaci…