Pocztówki z Austrii 2011

O Austrii pisałam na blogu wielokrotnie. W tym roku we wrześniu znów wyrwaliśmy się na kilka dni w Alpy. W ramach niespodzianek przeżyliśmy, obok letnich temperatur (do 30 st. w słońcu)… silny opad śniegu.

Pocztówki z Austrii 2011

Pomijając białe anomalia pogodowe, było całkiem w normie: zielone alpejskie łąki, Sturm, Apfelstrudel, itd. Maniacko zaglądałam do wszystkich ogródków warzywnych i podziwiałam dynie, zasadzone w wielkich skrzyniach*…

Pocztówki z Austrii 2011

… lub wędrujące po jezdni:

Pocztówki z Austrii 2011

Śledziłam także potencjalne obiekty spożywcze dziko rosnące:

Pocztówki z Austrii 2011Pocztówki z Austrii 2011

Znów trwał Bauernherbst, czyli dożynki. W ramach tychże w lokalnym Lagerhausie (sklep sieciowy; można tam kupić wszystko, co się przyda w gospodarstwie, np. butelki na domowego schnappsa, kantary dla koni czy śrubki i gwoździe) w weekendy funkcjonował „Bauernladen”, czyli mini-sklepik z produktami z okolicznych gospodarstw. Poza dżemami, alkoholami itd. były bardziej interesujące mnie artykuły mniej trwałe, typu żółciutkie masło (które kupiliśmy i było pyszne), sery i wędliny. Kupiliśmy także wyjątkowo rustykalny chleb, którego wygląd (bardzo niewłaściwie popękany i za gruba skórka), ciężar (jak kamień) i smak (suchy i za słony 🙂 sprawiły, że poczułam się dumna z własnych wypieków.

Na wędliny skusiliśmy się w Prossau Alm, do którego zawędrowaliśmy po śniegu przez dolinę Kötschachtal.

Pocztówki z Austrii 2011

Kupiliśmy (wegetarianie niech przewiną w dół) dwie obsuszone kiełbasy z tacy wystawionej w korytarzu obok wejścia do Almu, zrobione z jelenia i kozicy; ta ostatnia mi bardziej smakowała.

Pocztówki z Austrii 2011

Zajrzeliśmy także do Strohlehen Alm, o którym wspomniałam rok temu. Znów piwo chłodziło się w wodzie ze strumienia…

Pocztówki z Austrii 2011

Napiliśmy się domowej maślanki i mostu, tj. cydru (bardzo, tj. chyba dla mnie chyba za bardzo wytrawnego), a na wynos zakupiliśmy kawałek sera krowiego: miękkiego, dość słonego i lekko ostrego, który z czasem dojrzał, stał się twardszy i bardziej aromatyczny.

Pocztówki z Austrii 2011

W browarze Schmaranz (także omówionym w zeszłorocznej notce) wypróbowaliśmy zasadę „napełnij własną kankę”. Otóż można kupić w browarze 2 litrowy dzban z zapięciem z pałąkiem i napełnić wybranym piwem (u nas – tzw. mieszanym, średniojasnym). Tak napełnioną kankę można przechowywać w lodówce do 11 dni. Potem pusty dzban można wymienić na nowy, pełny. Pomysł takiego wtórnie wykorzystywanego opakowania bardzo mi się podoba 🙂

Pocztówki z Austrii 2011

W naszej ulubionej restauracji Bertahof jedliśmy dynię w różnych postaciach (dyniowe Cordon Bleu, np. 🙂 i na deser – owoc miechunki (physalis) umoczony w czekoladzie. Podziwialiśmy także, jak można wtórnie wykorzystać starą kuchenkę:

Pocztówki z Austrii 2011

Podczas jednej górskiej wycieczki skosztowałam także Hollerwasser, czyli wody z syropem z kwiatów czarnego bzu, i uznałam, że to jednak nie moja bajka. Zapach kwitnącego bzu jest intensywny i dla mnie – drażniący; kwiatowy aromat napoju także mi przeszkadza. Owoc czarnego bzu – o, to już inna sprawa…

* M przyjrzał im się krytycznie: „Jakieś niewyrośnięte”. Ja: „Jakby cię znienacka śnieg zasypał, też byś był niewyrośnięty”. Nie dodałam, że uwaga jest wyjątkowo nie na miejscu w kontekście naszych mazurskich dyni, które z niewiadomego powodu wypuściły ostatnio wiele nowych zarodków, które raczej nie mają czasu dojrzeć…