Makaron z sosem z pieczonego kurczaka

Wyobraźcie sobie, że zjedliście na obiad pieczonego kurczaka (np. takiego z dynią lub podstawowego). Został wam po nim korpus, jakieś samotne skrzydełka i sos z pieczenia. Możecie wszystko wywalić, ale nie polecam, bo szkoda. Możecie zachować kości i mięso na nich na bulion. Możecie też zrobić jedną rzecz – zlać sos z pieczenia do miski/pojemnika, dodać mięso obskubane z kości i wykorzystać całość nazajutrz lub po dwóch dniach jako sos do długiego makaronu (najlepiej spaghetti lub linguine). Sos może zawierać sporo tłuszczu, ale po schłodzeniu w lodówce zbierze się na powierzchni i będzie go można łatwo usunąć.

Pomysł na ten obiad wyczytałam w strumieniu świadomości Nigelli w How to eat i jestem jej za to dozgonnie wdzięczna, a nie wiem, czy sama bym na to wpadła. Szczerze mówiąc, czasem mam ochotę upiec kurczaka tylko po to, by zrobić ten makaron. Resztki z pieczenia zazwyczaj są bardzo esencjonalne i mocno doprawione, choć smak warto oczywiście sprawdzić; można sos też lekko podlać winem, ew. dodać zioła (M ostatnio zaostrzył odrobiną pasty tandoori). Warto go pogotować kilkanaście minut, by odparował i naturalnie zagęścił. Gorący należy wymieszać z ugotowanym makaron i posypać (mniej lub bardziej obficie) natką pietruszki. Ser osobiście żaden mi  do dania nie pasuje, ale to już zależy od was 🙂