Biała Pavlova

Zamiast ubierać choinkę czy gotować na Święta, leżę pod kocami wściekła, że tradycji świątecznego chorowania stało się zadość. W końcu dlatego 3 lata temu założyłam bloga, że siedziałam chora w domu i miałam trochę czasu 😉 Gdy odkryłam, że dziś Coś niecoś kończy 3 lata*, zebrałam się w sobie i postanowiłam zamieścić wpis. Z deserem w sam raz do świętowania (Sylwester w końcu też się zbliża!).

Prezentowałam tu już czarną Pavlovę dużą i małą; beziki i tort bezowy (a także Eton Mess). Białej „baletnicy” do tej pory nie było, bo zrobiłam raz i wydawała mi się znacznie gorsza od czekoladowej. Parę miesięcy temu znów upiekłam, na obiad rodzinny, i wywołała furrorę, i tak ostatnio kilkakrotnie pojawiła się na naszym stole. Faktem jest, że chyba jest łatwiejsza do wykonania niż czekoladowa, która parę razy mi zbyt mocno siadła (czyt. na krowi placek). Biała nawet jeśli się trochę zapadnie i połamie, po odwróceniu do góry nogami, przykryciu śmietanką i owocami wciąż wygląda imponująco. Przepis Nigelli z How to eat.

Składniki:

  • 4 duże białka (każde o wadze ok. 40g) w temp. pokojowej,
  • szczypta soli,
  • 1 1/4 szklanki* drobnego cukru (ok. 280g),
  • 2 łyżeczki skrobi kukurydzianej,
  • 1 łyżeczka białego octu winnego,
  • parę kropli ekstraktu z wanilii

Na wierzch:

  • ok. 250-300ml śmietanki kremówki 30%,
  • opcjonalnie: ok. 2 łyżek cukru (lub do smaku)
  • owoce sezonowe – najlepiej kwaskowate

* Amerykański cup = ok. 240ml

Nagrzewamy piekarnik do 180 st. C (termoobieg). Miskę, w której chcemy ubić białka, warto na początek (po upewnieniu się, że jest czysta ;), przetrzeć cytryną, by usunąć potencjalne ślady tłuszczu. Następnie ubijamy w niej białka z solą, aż będzie sztywna i lekko lśniąca, ale nie sucha. Dodajemy cukier, w ok. 3 partiach, ubijając na sztywną, lśniącą bezę. Posypujemy masę skrobią i skrapiamy octem oraz wanilią, mieszamy delikatnie, ale zdecydowanie. Przekładamy masę na blaszkę wyłożoną pergaminem – jeśli chcecie, można wcześniej odrysować sobie okrąg, np. z podstawy tortownicy, ja tego nie robię. Sugeruję raczej uformować bezę wyższą, a mniejszą – w piekarniku i tak się rozrośnie na boki i siądzie.

Umieszczamy w nagrzanym piekarniku i od razu skręcamy temperaturę do 150 st. C. Pieczemy 1 godzinę, wyłączamy piekarnik i zostawiamy w nim bezę do wystudzenia.

Gdy chcemy ją podawać, nakrywamy wierzch bezy talerzem i odwracamy, tak, aby dno stanowiło gładki wierzch. Ubijamy śmietankę (można i większą ilość, ale imho do 300ml powinno wystarczyć). W oryginale nie ma cukru, jednak po negatywnej reakcji rodziny zaczęłam lekko dosładzać. Dekorujemy bezę warstwą bitej śmietany, na niej układamy owoce. Zimą mogą to być mandarynki lub pomarańcze, kiwi lub granaty; latem świetnie pasują truskawki, maliny, porzeczki i inne drobne owoce.

Beza jest słodka, ale także bardzo delikatna i piankowa w przekroju (jak to ujęła moja koleżanka Madzia, „takie ptasie mleczko”), a śmietanka i owoce łamią jej słodycz. Podaną ilością można wykarmić do 6 osób po obiedzie, ale 4 też spokojnie dadzą radę. Jeśli przypadkiem, jak mi się to zdarzyło, zwarzy lub skwaśnieje wam śmietanka do ubijania, można podać na stół lekko posłodzony jogurt naturalny i osobno owoce – każdy z jedzących sam komponuje wtedy sobie deser.

* PS. I mam nadzieję, że co najmniej kolejne 3 lata tu przede mną…