Krakowskie restauracje: Wierzynek i Szara

Większą część minionego weekendu spędziłam w Krakowie, łącząc przyjemne (spacery, jedzenie i zakupy) z pożytecznym. Zwiedziliśmy dwie restauracje, o których chętnie Wam opowiem. A właściwie: opowie M, któremu ostatnio nieźle poszło recenzowanie. Zatem – oddaję znów głos małżonkowi.


Weekendowa wyprawa do Krakowa związana była z wizytą w dwóch lokalach przy Rynku.

Czy zastanawialiście się kiedyś jaka jest najsłynniejsza polska restauracja? Nie, nie McDonalds.

Za moich czasów dzieci w czwartej klasie wkuwały jej nazwę na zajęciach z historii. Bawili tu królowie, prezydenci, premierzy i inni prominenci. A w piątek odwiedziliśmy ją z A. aby sprawdzić o co tyle hałasu.

Mowa oczywiście o Wierzynku.

Lokal: Trudno sobie wyobrazić lepszą lokalizację. Rynek, wnętrze „z epoki”, widok z okna na pierwszym piętrze na ośnieżony rynek. Bosko.

Obsługa: Nasz kelner był kompetentny i uprzejmy. Jedynym wyjątkiem był obrażony szatniarz – choć też byłbym obrażony gdybym nosił czerwoną koszulę do krawata.

Jedzenie: Ja zamówiłem „Menu tradycyjne”, a A. tylko dwa dania, ale obsługa świetnie wybrnęła z tego podając A. drobne „próbki możliwości” aby nie czekała bezczynnie.

Jako amuse bouche dostaliśmy tabbouleh. Dla mnie był zdecydowanie zbyt nijaki, o dziwnym posmaku – jakby zbyt długo leżał w lodówce. (Uwaga A: No i z kuchnią polską ma chyba mało wspólnego…)

Krakowskie restauracje: Wierzynek i Szara

Śledź w śmietanie – bardzo smaczny, płaty były odrobinę zbyt „masywne” ale cała reszta wyśmienita.

Łosoś, którego A. dostała, aby dotrzymać towarzystwa był w porządku, ale jako przegryzka, którą się błyskawicznie zapomina.

Barszcz z kołdunami był dobrze doprawiony, ale zbyt mało esencjonalny.

Krakowskie restauracje: Wierzynek i SzaraZupa rakowa była smaczna, ale podobnie jak barszcz zbyt „płaska”.

Perliczka w sosie jagodowym smakowała A., ale dla mnie brakowało jej nieco charakteru. (Uwaga A: przypominała mi trochę naszą wieprzowinę w czarnej porzeczce).

Pierś gęsi z czerwoną kapustą i kluseczkami śliwkowo-jabłkowymi polana sosem grzybowym była bardzo smaczna, choć porcja była iście królewska.

Szarlotka z lodami była przyzwoita, choć znów trochę nieciekawa. Lody były niestety kupne, podobnie jak mierne pieczywo serwowane do posiłku.

Irytującym i utrzymanym w duchu „starej szkoły” gastronomicznej jest zwyczaj przyozdabiania potraw potencjalnie jadalnymi dodatkami, które jednak nie mają się nijak do dania, które upiększają, np. rozmaryn (całe gałązki!) w gęsi.

Podsumowując: Wierzynek jest moim zdaniem kwintesencją polskiej kuchni w wydaniu, jakie zapamiętałem z wczesnej młodości (głównie ze stołówek). Dania przygotowane są porządnie, ale bez polotu. Świetne miejsce aby przyprowadzić gościa z zagranicy – dobry sposób, aby w ciekawym otoczeniu spróbował polskich dań podanych typowo i bezpiecznie. Zresztą, oprócz obsługi nie widziałem ani jednego Polaka. Jeśli jednak szukacie wybitnej kuchni, albo potraw jak „u mamy”, to radzę wybrać inny lokal.

Ceny warszawskie plus. Dania dość obfite.

Krakowskie restauracje: Wierzynek i Szara

Na sobotni obiad wybraliśmy się do Restauracji Szara, a konkretnie do lokalu w Rynku, bo jest jeszcze drugi na Kazimierzu. Zgodnie z informacją na menu restauracja znajduje się w przewodniku Michelina (dwa sztućce).

Lokal: Wystrój przypadł nam do gustu, a lokalizacja przy samym Rynku jest również godna pozazdroszczenia.

Obsługa: dyskretna, choć nie bez drobnych potknięć.

Jedzenie: Karta dań zaprojektowana jest z wielkim rozmachem. Znajdują się tu składniki z każdego krańca Europy. Brawa za odwagę dla szefa kuchni.

Zupa dyniowa z imbirem – bardzo przypadła A. do smaku.

Tatar z renifera – nie ukrywam, że nie wiem jak smakuje mięso z tego egzotycznego w Polsce zwierzęcia. Niestety, sposób podania był bardzo efektowny – duże ilości ślicznie udrapowanej śmietany oraz chrzan wymieszany z mięsem sprawiły, że smak biednego Rudolfa zupełnie mi umknął. Zastanawiałem się nawet czy mięso z renifera nie jest po prostu niesmaczne i szef kuchni w ten sposób sprawił, ze stało się ono jadalne.

Halibut – była bardzo smaczny. To w gruncie rzeczy bardzo trudna ryba, ale tu przygotowana była w doskonały sposób. Sos berneński w pomysłowy sposób doprawiony był lubczykiem.

Sałatka cesarska w wersji z kurczakiem była BARDZO obfita ku rozpaczy A. Dla mnie jednak kurczak był nieco zbyt suchy, a sałata zbyt mocno nasączona majonezem.

Pieczywo bardzo przypominało wieloziarnisty chleb Komarki, co należy szefowi policzyć na plus.

Podsumowując – Szara jest miłym, choć niewyróżniającym się szczególnie miejscem. Można tu wpaść na rzetelny posiłek, albo coś oryginalnego, czego nigdy wcześniej nie próbowaliście.


Tyle M. Jako bonus jeszcze wspomnienia fotograficzne z grodu Kraka…

Krakowskie restauracje: Wierzynek i SzaraKrakowskie restauracje: Wierzynek i Szara

Takie Planty, prawie jak u Wyspiańskiego, lubię najbardziej.