Pasztet z wątróbki kurzej

To taki odwrócony pasztet: nie obsmażane, mielone, doprawione itd. mięso i następnie pieczone, lecz najpierw obrobione termiczne, i potem mielone (czy właściwie miksowane w malakserze). Gdy M pierwszy raz go spróbował, wykrzyknął: „O, pasztetowa!”. I tak smakuje, ale to naprawdę dobra pasztetowa. I domowa, i szybka.

Kilka podobnych wariantów można znaleźć na stronie Olgi Smile; ja po wypróbowaniu innych wersji wróciłam do pierwszej, według przepisu Joanne Harris i Fran Warde z The French Market (kontynuacji mojej ulubionej The French Kitchen).

Składniki: 600-625g wątróbek kurzych, masło, oliwa (opcjonalnie), 2 szalotki (ew. 1/2 średniej cebuli cukrowej), 2 ząbki czosnku, 1/3 szklanki czerwonego wytrawnego wina (ok. 80 ml), sól, pieprz, 3 łyżki śmietany, gęstej śmietanki lub jogurtu, opcjonalnie: suszony/świeży tymianek

Rozgrzewamy na patelni masło/masło zmieszane z oliwą (u mnie ok. 2 łyżek masła i mniej więcej tyle samo oliwy). Obsmażamy partiami wątróbki drobiowe  ze wszystkich stron (po kilka minut na partię), gotowe przekładamy do malaksera. Na tą samą patelnię, wciąż na mocnym ogniu, wrzucamy posiekane drobno szalotki i czosnek,  mieszamy z sokami po wątróbce, po chwili wlewamy wino. Zagotowujemy, gotujemy ok. minuty i dolewamy do wątróbek w malakserze. Dodajemy śmietankę, śmietanę lub, jak u mnie, gęsty jogurt (użyłam bałkańskiego), sól, pieprz, opcjonalnie trochę suszonego tymianku. Miksujemy na gładką masę. Sprawdzamy doprawienie i ew. korygujemy. Przekładamy do pojemnika, najlepiej z pokrywką i – opcjonalnie – zalewamy dodatkowo paroma łyżkami stopionego masła (można w trakcie stapiania wrzucić do tłuszczu gałązkę świeżego tymianku, którą usuwamy przed zalaniem pasztetu). Schładzamy i przechowujemy w lodówce.

O maśle na wierzch napisałam „opcjonalnie”, choć przepisy (nie tylko p. Harris) nakazują go użyć, by zapobiec wysychaniu i ciemnieniu pasztetu. Zauważyłam jednak, że w warunkach domowych (chyba, że macie dużą rodzinę lub wielu gości 🙂 pasztet nigdy nie jest zjadany na raz, warstwa masła zostaje więc szybko naruszona i po pierwszym użyciu produkt zostaje znów „narażony”: np. u mnie pierwsza jedząca osoba ściągnęła całe masło z wierzchu. W takiej sytuacji za każdym razem należałoby dokładać warstwę masła na powierzchnię pasztetu, co przy paru domownikach, jedzących o różnych porach, nie jest możliwe, a przynajmniej: niełatwe do wykonania. Doszedłszy do tych wniosków, nie zawracam sobie głowy masłem, dbam jedynie o to, by pasztet był stale przykryty, a ciemnienie wierzchu mi nie przeszkadza.