Weekendowa piekarnia #40: proziakiWeekendowa piekarnia #40: proziaki

Muffingirl, gospodyni najnowszej piekarni, zaproponowała nam m.in. proziaki, podkarpackie bułeczki na sodzie. Bardzo mnie zaintrygowały, bo nigdy nie jadłam. Już w trakcie wyrabiania tknęło mnie, że to trochę jak brytyjskie scones, i coś wspólnego z nimi mają. Robiłam z 1/2 porcji, nic nie zmieniając poza ilością soli, którą zwiększyłam do 1 łyżeczki na 500g mąki; na 1/2 dałam 1 jajko. Bułeczki są proste, smaczne i pasują do wszystkiego. IMHO najlepsze świeże, jeszcze ciepłe.

Składniki: 1 kg mąki, 1 i 1/2 łyżeczki sody, 1/2 litra kwaśnego mleka/kefiru/maślanki*, 1 łyżeczka soli (u mnie więcej – na 1kg 2 łyżeczki), 2-3 jajka

Do naczynia wlać kwaśne mleko i dodać pozostałe składniki. Wyrabiać długo (ciasto będzie miękkie i sprężyste), rozwałkować na grubość 1,5 – 2 cm i wykrawać szklanką. Piec na blasze w temperaturze 170 (u mnie 180) stopni C, około 15-20 minut, z obu stron (nie przewracałam, piekłam w grzaniu góra/dół), aż będą rumiane.

*Jestem bardzo na wsi; w sklepie królują piwo i słodycze, brak fantazyjnego nabiału. Zorientowałam się jednak, że mam na stanie mleko pełne, pasteryzowane, ale nie UHT, i trochę maślanki. Pamiętając swoje eksperymenty z jogurtem zrobiłam tak:

0,5 litra mleka (3,2%, pasteryzowanego, nie UHT) zagotowałam i wystudziłam do temperatury ciała (ok. 30 minut). Domieszałam 60 ml maślanki (4 łyżki), przykryłam i odstawiłam w ciepłe miejsce (nie przykrywałam dodatkowo kocem, uznając, że ok. 26 st. C w domu wystarczy).

Zgodnie z zasadą jogurtową, powinnam była uzyskać maślankę – jednak jak zwrócono mi słusznie uwagę, maślankę uzyskuje się zupełnie inaczej, niż jogurt (stanowi produkt uboczny wytwarzania masła). W smaku jednak wyszło coś pomiędzy maślanką a zsiadłym mlekiem – gęstsze, niż „zakwaszacz” i trochę kwaśniejsze, bardzo smaczne. Może dlatego, że odstawiłam na dłużej, bo gdy szłam spać, jeszcze się nie ścięło, i łącznie stało ok. 15-16 godzin? Szczerze mówiąc, całkiem przypomina to kwaśne mleko, które pamiętam z dzieciństwa, nastawiane przez mamę – nie wiem dokładnie, czym ona zakwaszała, ale przy okazji spytam. No i jest w tej samej kance, co mamine 😉

Weekendowa piekarnia #40: proziaki