Steki jagnięce

Jagnięcina to moje ulubione mięso czerwone. Jedną z najłatwiejszych i najszybszych do przyrządzenia form są steki lub kotleciki. Mięso jagnięce nie jest zbyt popularne w Polsce, a więc i kiepsko dostępne; najczęściej kupuję raz na jakiś czas mrożone w Makro. Wypróbowałam i steki polskie, podkarpackie, i z jagnięciny nowozelandzkiej, i choć popieram produkcję lokalną i wolałabym kupować polskie, te z Nowej Zelandii są lepsze – delikatniejsze, bardziej miękkie i minimalne doprawienie im wystarcza. U nas było to zakończeniu sezonu mazurskiego grillowania…

Steki/kotleciki jagnięce (po 1 na głowę) myjemy, osuszamy, nacieramy posiekanym rozmarynem (po ok. 1/2 łyżki na stek) i rozdrobnionym czosnkiem (ząbek na osobę), skrapiamy oliwą i ew. czerwonym winem lub octem winnym (ok. łyżki-dwóch), ale jeśli mięso jest młode, nie ma konieczności. Można lekko popieprzyć, ale nie solimy (mięso puści za dużo soku) przed grillowaniem. Odstawiamy na ok. 30 min (można na dłużej, ale w lodówce). Grillujemy na rozgrzanym grillu po kilka minut z każdej strony, zależnie od tego, jak krwiste lubimy (ja najbardziej średnio; te powyżej wyszły nam trochę za mało krwiste, a szkoda). Solimy na talerzu. Można tak samo przyrządzić steki na patelni grillowej lub grillu w piekarniku, można je też szybko przesmażyć, ale jednak grill drzewny lub węglowy najlepszy.

U nas jedzone z pieczonymi ziemniakami i zieloną sałatą, w towarzystwie czerwonego wina, bo – co jak co – do jagnięciny trzeba choć kieliszek. Nie żeby było wiele potraw, do których uważałabym, że czerwone wytrawne nie pasuje… 😉