Czasem zupa jest bardzo dobrym rozwiązaniem na szybki obiad. Można przygotować ją np. poprzedniego dnia wieczorem, a następnego tylko zmiksować i zagrzać, lub tylko to ostatnie.

Przyznam, że jestem wybredna w kwestii zup. Lubię prawie wyłącznie treściwe, kremowe, gęste i o zdecydowanym smaku. Rzadkie, z niezmiksowaną zawartością, takie, jakimi np. raczyła mnie jedna z moich babć i jakie często spotyka się w kuchni polskiej – nie, nie, nie. Z rosołkiem zaś zupełnie się nie lubimy. Zmuszona do tego okolicznościami – silny głód – rosół, jak prawie wszystko, zjem, ale już niekoniecznie na obiedzie rodzinnym, co dotyczy także rodziny nabytej (męża), co parę lat temu wywołało dość traumatyczną sytuację… na którą spuścimy jednak zasłonę milczenia. Tak czy inaczej, przez wiele lat w ogóle zup nie jadłam, i dopiero parę lat temu, może dzięki pozytywnym doświadczeniom podróżnym w zakresie gazpacho i Knoblauchsuppe, a także eksperymentom z zupami-krem, weszły w pewnym zakresie do naszego jadłospisu.

Poniższa zupa została właśnie ugotowana z wyprzedzeniem i zmiksowana następnego dnia. Chciałam odtworzyć smak rewelacyjnej zupy marchwiowej jaką jadłam w kawiarni w Siguldzie na Łotwie, i chyba częściowo mi się udało, zwłaszcza, że skład był podyktowany stanem zaopatrzenia lodówki i zamrażarki.

Zupa marchwiowo-dyniowa z kuminem

Na 2-3 szczodre porcje lub 4 mniejsze zupy marchwiowo-dyniowej z kuminem potrzebujemy:

2 cebule (u mnie w barwach kontrastowych), które szklimy na oliwie, do której wcześniej wrzuciłam trochę świeżego rozmarynu, aby się podgrzał i uwolnił aromat. Do cebuli dorzucamy 2 średnie marchewki, obrane i pokrojone w kostkę. Do tego 2 niewielkie lub 2 większe gałęzie selera naciowego, jw. w kostkę. Gdy warzywa zaczną dochodzić do momentu przywierania do dna garnka, podlewamy je niewielką ilością dowolnego rosołu (u mnie warzywny), którego łącznie potrzebujemy 1 litr. Dodajemy kurkumę (ok. łyżeczki) i kumin (u mnie szczodrze, bo uwielbiam), trochę suszonego tymianku, podduszamy chwilę warzywa i wlewamy resztę rosołu. Dodajemy ok. 350 g (lub nieco mniej lub więcej) puree z dyni (dynia wcześniej pieczona 50-60 min/190 st.C, miąższ zmiksowany, zamrożona; u mnie puree było lekko rozmrożone). Doprawiamy solą i pieprzem do smaku, gotujemy do całkowitej miękkości marchewki (ok. 30 min), sprawdzamy doprawienie (można dodać trochę więcej kuminu, lub trochę chili, zioła…). Następnego dnia podgrzewamy i/lub od razu miksujemy z dodatkiem śmietanki (u mnie 18%, ok. 100ml), sprawdzamy doprawienie. Podajemy posypane zieleniną i, jeśli ktoś ma resztki np. pieczonego kurczaka lub inne podobne zimne mięsiwo, można wrzucić je do gorącej zupy i tym sposobem uzyskać treściwy posiłek.

I taką zupę to ja rozumiem.