Albo Oranges are not the only fruit, moja ulubiona powieść Jeanette Winterson (bo najmniej, imho, pretensjonalna), choć należy uprzedzić, że tytułowy owoc jest traktowany tam raczej symbolicznie.

Nie tylko pomarańcze...

Trzymając się tematu prawdziwych owoców, nie tylko pomarańcze – bo i inne cytrusy – są w moim pojęciu owocami głównie zimowymi. Zdarzało mi się jeść pomarańcze w lecie, np. pyszne w Hiszpanii, ale… to nie to samo. Zapach obieranej mandarynki kojarzy mi się jednoznacznie ze Świętami Bożego Narodzenia, a może dokładniej: z Mikołajkami. Mam mgliste wspomnienia wyciągania mandarynek z "pańczochy" rankiem 6 grudnia (dzieciństwo spędziłam w Anglii i moi rodzice zaadaptowali brytyjski zwyczaj wywieszania pończoch na prezenty dając mi drobne prezenty Mikołajkowe w ten sposób). Mikołajki "klasowe" z późniejszych lat podstawówki i liceum też kojarzą mi się z tymi owocami. Tak więc, w tym roku w listopadzie, jadąc rano tramwajem zareagowałam jak pies Pawłowa, czując ostry zapach obieranego owocu: aha, więc to już. To ta pora roku.

"Ostatecznie – filozoficznie stwierdziła moja matka – na świecie istnieją nie tylko pomarańcze".
J. Winterson, Nie tylko pomarańcze, str. 185, Rebis, Poznań 1997.

Mandarynki, słodkie klementynki, cytryny… tu się trochę rozpędziłam, bo i cytryna, i limonka są bardziej letnie (schłodzona lemoniada, orzeźwiające mojito – o drinkach było sporo tutaj). Więc te, które jemy na surowo, te o pomarańczowej skórce – co, poza obraniem i zjedzeniem od razu, możemy z nich zrobić?

Skórkę pomarańczową (ja zawsze sparzam, jak i cytrynową) startą z owocu dodajemy do wielu wypieków. Kandyzowanych skórek nigdy nie chciało mi się robić – dużo zachodu, a osobiście ich prawie nigdy nie używam; są wskazane do tego sernika, jak najbardziej świątecznego (i dlatego u nas pojawia się tylko 2-3 razy do roku). Można zjeść sernik wg. przepisu Giady di Laurentiis, a do niego karmelizowane pomarańcze Nigelli Lawson… I jest też ponadczasowy szlagier, tj. ciasto klementynkowe Nigelli – ale uwaga! Nie należy używać mandarynek, może wyjść gorzkawe. Niektórzy bardzo chwalą muffinki pomarańczowe z "Nigella gryzie" – osobiście nie byłam zachwycona, ale może należy spróbować jeszcze raz. (Uwaga z 6.01.2008: I spróbowałam. Poniżej widać, jak wyglądają muffiny pieczone w papilotkach, ale bez foremek (jak grzyby). Muffiny sympatyczne, ale wciąż nie moje ulubione.)

Nie tylko pomarańcze...

Pomarańcze za pensa, krzyczą dzwony Klemensa,
Skradł cytryn pół tuzina, dudnią dzwony Marcina…
(popularny brytyjski wierszyk dla dzieci, tłum. T. Mirkowicz w:
Rok 1984, G. Orwell.) 

Wyciśnięty sok z pomarańczy może zastępować ocet lub sok z cytryny w marynatach lub sosach, kiedy chcemy trochę kwaśnego, ale i słodkiego smaku, przykładem jest marynata użyta do tych warzyw, a konkretnie do marchewki. Kaczki w pomarańczach jeszcze nie popełniłam, ale wszystko przede mną.

Kiedyś często rano M. miksował ok. 2 pomarańczy w blenderze z dodatkiem soku pomarańczowego z kartonu (nie mamy sokowirówki). Taki sok działa świetnie orzeźwiająco np. po krótkiej lub przebalowanej nocy. Moim zdaniem nie wymaga dosładzania, choć trzeba przyznać, że wariancie koktajlu na jogurcie lub maślance, bardzo pasuje do pomarańczy delikatny miód, tak, jak użyty w ww. serniku Giady.

I jak mówimy o napojach, całkiem przyjemnym i aromatycznym trunkiem wyskokowym jest likier Cointreau…

Nie tylko pomarańcze...

A co z przetworami?

Bardzo lubię dżem pomarańczowy, a najbardziej taki z pomarańczy sewilskich, czy może bardziej poprawnie, pomarańczy gorzkich – niestety, w Polsce nigdzie nie widziałam. Robię własny zasadniczo wg. przepisu Nigelli z How to be a domestic goddess, a wygląda to bardzo prosto: gotujemy 1 kg pomarańczy 2 h pod przykryciem, odcedzamy, siekamy drobno – skórkę i miąższ, wyrzucamy tylko duże pestki. Dalej można albo przesmażyć ze zwykłym cukrem, albo jak ja, użyć żelfixu – co robię, bo najlepszy dżem z czarnej porzeczki, jaki jadłam w życiu, był robiony przez Tatę E., właśnie na żelfixie. Skraca to czas smażenia owoców do minimum. Należy postąpić jak na opakowaniu, tylko samemu regulować ilość cukru (zaczynam od 100 g i sprawdzam). Gorący dżem do wyparzonych słoików, te do góry dnem – i już! Moje gotowe dżemy widać np. tu. A gdy już dżem mamy, możemy zjeść na śniadanie coś takiego

Można dodać cukier brązowy, można dodać melasę, kapkę rumu (to nie był najlepszy eksperyment). Jednak najlepszy wariant, najbliższy dżemowi z pomarańczy sewilskich, osiągnęłam poprzez wersję 1:1 pomarańcza-różowy grejpfrut, metoda jak powyżej, i gorąco polecam. Co mi przypomniało, że identyzny dżem jak powyżej, można zrobić z różowych grejpfrutów, też bardzo ciekawy. A grejpfrut, jakby nie było, też jest cytrusem, i to mocno przeze mnie niedocenianym przez ostatnie kilkanaście lat (jak miałam 9-10 lat, bardzo lubiłam grejpfruty, także białe). Jednak ostatnio karton soku otwarty dla gości wypiłam szybko i całkiem sama – więc może czas wprowadzić grejpfruty do kuchni, np. w letnich sałatkach? Jedyne, co wydaje mi się ciężkie do przełknięcia, to rozpoczynanie dnia od przekrojonego grejpfruta, a jedzenie tego owocu łyżeczką oznacza niechybne obryzganie siebie i otoczenia lepkim i kwaśnym sokiem – chyba, że chcemy się umartwiać ;).

Do zupełnie nieudanych eksperymentów należy dżem klementynkowy (na zdjęciu z linku świeży, więc jeszcze mnie zadowalający), niestety wyszedł nieprzyjemnie cierpki, lekko gorzki. Nie wiem, czy to kwestia trefności klementynek, które może w rzeczywistości były mandarynkami, a może ich skórka źle znosi przetworzenie – bo w cieście klementynkowym, o którym powyżej, zachowują się bez zarzutu. Konsystencja także wyszła, hm… raczej bloku do krojenia nożem niż do nakładania łyżką. Jeden słoik został i czeka na chwilę natchnienia.

To chyba na razie koniec moich dywagacji – idę zrobić sobie kubek czarnej herbaty o aromacie pomarańczy z Sewilii (do nabycia w herbaciarniach Demmers), żeby pozostać w temacie i klimacie świątecznym. A tego ostatniego i Wam życzę 🙂